Dziś gratisowo będą dwa wpisy! Mamy już pierwszy dzień i ogromną porcję wrażeń za sobą. Wszystko tu jest inne,
choć prędkość z jaką poruszają się Tajowie po wąskich uliczkach oraz korki przypominają
nam nieco stolicę :)
Przybyliśmy w nocy po 24 godzinnej podróży. Pierwsze
wrażenie po wyjściu z samolotu? Ciężkie, wilgotne i gorące powietrze przywodzące na
myśl…szklarnię z pomidorami :) Shuttle Bus na stację autobusową, autobus do centrum i taksi do miejsca noclegu
i jesteśmy w Lamphu House – naszym pierwszym noclegu w Bangkoku. Bardzo
przyzwoite miejsce i bardzo mili ludzie. Tylko piłujący od 6 rano za oknem ptak
(lub inny gad) trochę nie pozwolił nam się wyspać. Rano pobudka, spotkanie ze
współtowarzyszami podróży i szybki transfer do ambasady Birmy, gdzie
wyrobiliśmy wizę. Po drodze po raz kolejny odkryliśmy, że nie, w Polsce
komunikacja miejska nie jest tak fascynująca, jak o niej pisze na swojej
stronie internetowej ZTM…
Wieczorem udaliśmy się do dzielnicy Chinatown, ale nie
spotkaliśmy żadnego Chińczyka – widać wszyscy wyjechali do ojczyzny na Nowy Rok
;)
Mamy już za sobą jedzenie w ulicznych barach i poszukiwanie noclegu z
kilkunastokilogramowym plecakiem na plecach przy 30 stopniowym upale :) Poszukiwanie noclegu
jest samo w sobie dużym wyzwaniem – o ile na pierwszą noc po kilku próbach
można coś znaleźć to niestety na pytanie o wolny pokój na kolejne dni większość
przesympatycznych skądinąd Tajów z rozbrajającą szczerością odpowiada:
‘Tommorow? I don’t know’ lub 'I’m not sure’ i tu przyzwyczajony do europejskich
standardów i booking.com europejczyk wymięka…:) Zaliczyliśmy też niezapomnianą podróż tuk-tukiem w pięć osób z bagażami :)
Pierwsze wrażenia? Tłoczno, gwarno, gorąco, pysznie, tanio i
ogólnie inaczej :) a
to dopiero pierwszy dzień :) pozdrawiamy wszystkich zmarzlaków, Wasze zdrowie! :)
0 komentarzy:
Prześlij komentarz