Arenal
to młody wulkan, który wyłonił się przed miejscową ludnością zaledwie tysiąc
lat temu. Teraz góruje nad miejscowością La Fortuna i stał się główną atrakcją
turystyczną regionu.
Do
niedawna, największą atrakcją było podziwianie Arenalu w nocy, gdyż codziennie
od 1968 roku, z regularnością szwajcarskiego zegarka wypluwał lawę, która w
nocy rozświetlała szczyt i zbocze wulkanu. Niestety dla nas, a bardziej dla
niestety dla lokalnego rynku turystycznego, Arenal się zmęczył i poszedł spać.
Skoro więc w nocy wulkan jest mało atrakcyjny, a w zasadzie mało widoczny, postanowiliśmy
przyjrzeć mu się z bliska za dnia.
W
Kostaryce jest obecnie pora mokra, którą specjaliści od kostarykańskiego PR-u
nazywają porą zieloną. I trzeba przyznać, że hasło marketingowe ma swoje
uzasadnienie…
Podczas
dwugodzinnej wspinaczki po wzniesieniu sąsiadującym z Arenalem widzieliśmy
mnóstwo bogatej roślinności…
…i
trochę zwierzyny, tym razem w mniejszych rozmiarach, ale równie ciekawej…
W
towarzystwie mrówek udało nam się dotrzeć na szczyt pokrytego kawałkami zastygłej lawy wzniesienia…
…skąd
mieliśmy wspaniały widok na wulkan oraz na sąsiednie jezioro Arenal…
Ponieważ
Drew przywiózł ze sobą z Arizony słońce, to naszej wspinaczce towarzyszył
piekący upał, więc mimo że trasa była niezbyt długa (6,5 km), to trochę nas
wykończyła. Trzeba się więc było zregenerować, a jak mawia Jerzy Żołądź (dla
niewtajemniczonych - fizjolog Adama Małysza), nie ma to jak regeneracja w
gorących źródłach. Zamiast jednak płacić 60 dolarów za wizytę w SPA,
skorzystaliśmy z darmowej gorącej rzeki…
...a po półtoragodzinnej sesji
relaksacyjnej wróciliśmy do La Fortuny, rzuciliśmy okiem na Arenala w wieczornym
oświetleniu…
…i
udaliśmy się do baru, żeby pozbyć się zaoszczędzonych na SPA dolarów oraz zobaczyć jak Oklahoma City Thunder rozjeżdża Miami Heat w
czwartym meczu finałów NBA. Niestety pokazali inny mecz i to Miami wygrało :-(
Niby w Kostaryce, a ćwierć nogą w Polsce! Doskonale oddajecie pomeczowe nastroje. Zdjęcia wyśmienite, ale teraz coś o ludziach i jedzonku, please!!!
OdpowiedzUsuń