niedziela, 29 stycznia 2012

Co? Gdzie? Kiedy?

Trwają gorączkowe przygotowania do wyjazdu! Wszystko wyszło z szaf nas pożegnać i leży teraz wesoło na podłodze. Niektóre rzeczy wciąż liczą, że zabierzemy je ze sobą. Ale nic z tego komodo! Zapomnij o tym odkurzaczu! Zostajecie w domu i czekacie na nasz powrót - już we wrześniu! :)

Dzięki wszystkim z którymi żegnaliśmy się w ciągu ostatniego tygodnia za miłe towarzystwo i dobre słowo na drogę! W związku z licznymi zapytaniami o trasę naszej podróży, wklejamy ją w wersji skróconej, dłuższe wpisy będą  jak już wyjedziemy z Polski i czas zwolni :) 

No to jedziemy:
Jutro Warszawa -> Londyn -> Singapur - Bangkok (to nasz pierwszy lot!). Potem po lądzie: Bangkok, Birma, Tajlandia, Laos, Kambodża, Wietnam. Potem z Wietnamu z końcem marca szybki lot na Filipiny i plażujemy (tu w okolicach Wielkanocy wypatrujcie nas w relacjach telewizyjnych pokazujących biczujących się Filipińczyków i Filipinki!). W imieniny B. lądujemy w Meksyku, gdzie spędzimy miesiąc na pałaszowaniu tortilli w cieniu sombrero. Ostatnie dwa tygodnie maja spędzimy u Fidela z cygarami w ustach, popijając rum, a w czerwcu nawiedzimy Amerykę Środkową (Belize, Gwatemala, Honduras, Nikaragua, Kostaryka). W lipcu odwiedzimy żółwie na Galapagos i lamy w Peru, a w sierpniu dostaniemy choroby wysokościowej w Boliwii. Wracamy w połowie września!

Trzymajcie kciuki!

wtorek, 17 stycznia 2012

Wietnamski Ksiezycowy Nowy Rok

Poznawanie różnic kulturowych to jeden z najciekawszych aspektów, które chcemy zgłębić podczas podróży dookoła tej Ziemi. Odkrywanie, jakie przedziwne - z punktu widzenia Polaka - zachowania czy zwyczaje, są uważane za typowe w innych częściach świata, pociągało nas od zawsze. Z ekscytacją myśleliśmy o tym, ile takich cywilizacyjnych różnic spotkamy na naszej drodze i ile radości sprawi nam ich poznawanie. 

Tyle jeśli chodzi o teorię. Praktyka natomiast pokazała, że wcale nie trzeba wyjeżdżać za granicę, co więcej, nie trzeba nawet wyściubiać nosa poza dzielnicę, w której się mieszka, aby doświadczyć różnic kulturowych na własnej skórze, a niektóre z nich przysparzają nie radości, a sporego stresu...

Dzień podróży minus trzynasty (nota bene) przyniósł nam pierwszą kulturowo-różnicową niespodziankę. Udaliśmy się o poranku do Ambasady Socjalistycznej Republiki Wietnamu w Polsce w celu uzyskania wizy wjazdowej do tego znakomitego kraju.



Jak na dobrze zorganizowanych podróżników przystało, postanowiliśmy zawczasu sprawdzić, jakie wymagania stawia Ambasada Wietnamu przed obywatelami Rzeczypospolitej Polskiej ubiegającymi się o wizę. Niestety, okazało się, że Ambasada nie przewidziała wersji polskiej dla swojej strony internetowej, dlatego w ekspresowym tempie przyswoiliśmy podstawowe zwroty wietnamskie, a następnie za pomocą Google ściągnęliśmy wniosek wizowy oraz krótką instrukcję obsługi, napisaną przez kogoś bardziej doświadczonego. W pełni przygotowani, wyposażeni w paszport, zdjęcie oraz wypełniony wniosek, wyruszyliśmy do Ambasady. Na miejscu szybko zorientowaliśmy się, że wniosek pozyskany z Internetu, odbiega nieco od standardu oferowanego przez samą Ambasadę. Na szczęście dla przemiłego Pana w okienku nie stanowiło to większego problemu. Standard obsługi jest bowiem o wiele wyższy, niż w odwiedzanej niedawno Ambasadzie Stanów Zjednoczonych, która wymaga od petentów, aby wszystko było jak od linijki. Phi!


Po złożeniu wniosku w okienku, miły Pan, szeroko się uśmiechając, popukał w stojący przed nim kalendarz i oznajmił:
- Tirti łan. Ju kom tirti łan.
Sugerując, że po odbiór paszportu z wizą mamy stawić się trzydziestego pierwszego stycznia. Spowodowało to w naszych szeregach ogromną konsternację, zahaczającą niemalże o panikę. Jak to trzydziestego pierwszego?! Przecież jak na dobrze zorganizowanych podróżników przystało, sprawdziliśmy, iż na przyznanie wizy czeka się siedem dni. A siódmy dzień wypada dwudziestego czwartego, a nie trzydziestego pierwszego, czyli dzień po naszym wylocie z Polski.
- Tirti łan. Ju si hir! - powtórzył Pan radośnie i wskazał na tabliczkę, na której widniało obwieszczenie:

"W dniach 23 - 27 stycznia 2012 roku Ambasada Socjalistycznej Republiki Wietnamu będzie nieczynna, z powodu Wietnamskiego Księżycowego Nowego Roku".

Na szczęście - podobnie jak w przypadku wniosków wizowych - również w przypadku terminów ich realizacji Wietnamczycy są dużo bardziej elastyczni niż Amerykanie. Po krótkich negocjacjach udało nam się skrócić czas oczekiwania na wizę do trzech dni. No może czterech, gdyż Pan oznajmił, że na czwartek spróbują, ale jak się nie uda to będzie na piątek.
- Ale w piątki wasza Ambasada jest nieczynna... - zagailiśmy nieśmiało.
- Noł łori, ju kam eniłej! - odpowiedział Pan z szerokim uśmiechem na twarzy.

I tak oto nasza pierwsza różnica kulturowa, która rozpoczęła się od palpitacji serca, a skończyła na wymianie uśmiechów z przemiłym i pomocnym Wietnamczykiem, została upolowana jeszcze w Polsce. Miło wiedzieć, że niektóre kraje są w stanie dla potrzebujących turystów skrócić czas oczekiwania na wizę z dwóch tygodni do trzech dni, a jeśli się nie wyrobią, specjalnie dla nich otworzyć Ambasadę w wolny piątek, przypadający tuż przed obchodami Wietnamskiego Księżycowego Nowego Roku :)


Dla niezorientowanych, Wietnam to takie dość wąskie, ale za to bardzo podłużne państwo, położone na wschodnim krańcu Azji Południowo-Wschodniej. Jest więc najbardziej południowo-wschodnim państwem tej części kontynentalnej
Azji Południowo-Wschodniej, którą odwiedzimy. Jeśli powtórzę południowo-wschodniej jeszcze kilka razy, to być może przestaniecie czytać naszego bloga, ale za to ja nie popełnię więcej takiego babola, jak w inauguracyjnym wpisie, kiedy to wysłałem nas do Azji Środkowo-Wschodniej. A przecież tam nie jedziemy! Chyba...


poniedziałek, 16 stycznia 2012

Wielka Decyzja

Długo nad tym rozmyślaliśmy. Rozmawialiśmy o tym po nocach, kradnąc cenne godziny snu, a wnioski płynące z licznych dyskusji były za każdym razem inne. Wahaliśmy się długo, bo tak naprawdę wątpiliśmy w sukces całego przedsięwzięcia.. W końcu jednak zapadła decyzja. Wielogodzinne przygotowania, nerwy, stres, przekleństwa płynące szerokim strumieniem. Wybór licznych gadżetów, rzeczy zbędnych i niezbędnych. I w końcu stało się - podjęliśmy decyzję! Będziemy pisać blog! ... No bo przecież decyzja dotycząca tego, czy wyruszyć w podróż dookoła tej Ziemi, była oczywista ;-)

Wyruszamy już za dwa tygodnie i będziemy na naszym blogu dzielić się z Wami wrażeniami z wyprawy przez Azję Południowo-Wschodnią i południowoamerykańskie bezdroża. Przewidujemy, że przedarcie się przez tropikalną dżunglę, przyjdzie nam łatwiej, niż zmiana tła na bloggerze :)