środa, 1 sierpnia 2012

Galapagos - Moonwalk

Serię wpisów podsumowujących nasz pobyt na Galapagos rozpoczynamy od wręczenia nagród. Wręczane są Oskary, Złote Globy, Wiktory i inne straszydła, my postanowiliśmy wręczyć Złote Lwy Morskie (nie mylić ze Złotymi Lwami lądowymi, które są dużo mniej prestiżowym wyróżnieniem) :-)


Ceremonię wręczania nagród rozpoczynamy od przyznania Specjalnego Złotego Lwa Morskiego. Nagrodę za zasługi dla naszego wyjazdu na Galapagos (i nie tylko), serię porad, wskazówek, dzielenie się wiedzą tajemną, temperowanie nastrojów i studzenie emocji otrzymują… Dżawory! Nasi wielcy byli współtowarzysze oprócz statuetki otrzymują butlę wina, którą wręczymy osobiście :-)

A teraz przechodzimy już do zasadniczej części ceremonii, czyli wręczenia nagród w kategoriach!

W kategorii Złoty Lew Morski za najlepszy scenariusz zwyciężają…. werble…
M. i B.! Wielce zasłużony Złoty Lew Morski za scenariusz naszego pobytu na Galapagos! Dzięki wielogodzinnym poszukiwaniom, każdy kolejny dzień na Galapagos był lepszy od poprzedniego! Rozpoczęliśmy od wycieczek jednodniowych, potem wpadliśmy w tryb rejsowy a na koniec zostawiliśmy największe atrakcje :-) 

W kategorii Złoty Lew Morski dla najlepszego reżysera zwycięża…. werble…
B.! Za to że z uporem maniaka nagrywał wszystko w wersji motion i część być może będziecie mogli zobaczyć, jeśli łącze pozwoli załadować na youtuba…

W kategorii Złoty Lew Morski za najlepsze zdjęcia zwycięża…. werble…
M.! Za ponad dwa tysiące zdjęć zrobionych w czasie naszego pobytu! B. dołożył swoje kilkaset, ale to M. zasłużyła na nagrodę i masaż palca wskazującego prawej ręki!

W kategorii Złoty Lew Morski za najlepsze efekty specjalne zwycięża… werble…
Sony DX-20! Czyli nasz nowy aparat, którego możemy już śmiało przedstawić z imienia i nazwiska. Co to za efekty – zobaczycie w kolejnych wpisach. My cieszymy się, że nasz Nikkon D-5000 nie jest już sam, bo choć potrafi on dużo, to nie potrafi robić zdjęć tam, gdzie Sony DX-20 czuje się jak… ryba w wodzie :-)

W kategorii Złoty Lew Morski dla najlepszego aktora/aktorki drugoplanowej zwyciężają… werble…
Marek, Ela, Kacper, Sharon, Julian oraz dwie Koreanki, których imion nie powtórzymy za ich występ w filmie pod tytułem „Pierwsi Polacy na księżycu” oraz Luis i Mark za ich występ w filmie „Rejs”. 

I to właśnie od naszych współtowarzyszy podróży na Księżyc rozpoczynamy naszą opowieść. Marek, Ela, Kacper i Sharon to rodzina w trzech czwartych polska w jednej czwartej ekwadorska, mieszkająca od ponad 25 lat w Kanadzie. Julian to Niemiec od roku mieszkający w Kolumbii, a nasze Koreanki, to siostry instruktorki taekwondo, mieszkające jednak w Ekwadorze, a druga w Paragwaju. Koreanek nie rozumieliśmy ni w ząb, ale polubiliśmy się bardzo ;-) W wyprawie na Księżyc towarzyszyła nam bardzo udana załoga!

Na Księżyc wybraliśmy się w niedzielę 22 lipca, nietypowo, bo łodzią, która pędziła jednak na tyle szybko, że odrywała się od wody. Jako że odrywała się wielokrotnie i z dużą częstotliwością, sprawiła również wiele radości naszym żołądkom. Po dwóch i pół godzinie lotu dotarliśmy w miejsce, skąd mieliśmy już tylko 2 godziny marszu na Księżyc…







Księżyc leży bowiem na wyspie Izabela i tak naprawdę jest wulkanem, a konkretnie wulkanem Chico. Z wulkanicznych skał Chico mieliśmy okazję zobaczyć znaczną część Isabeli...

...a także wyspę, na którą nie było nam dane się wybrać – Fernandinę.

Dowódcą naszej wyprawy na wulkan był śpiący Pedro, który w kategorii Złoty Lew Morski za najgorszego przewodnika ustąpił jedynie Eduardo, którego poznaliście przy okazji poprzedniego wpisu. Pedro zasypiał podczas mówienia oraz miał tendencję do porzucania naszej grupy – po prostu poruszał się własnym tempem, dość szybkim jak na lunatyka... 

W drodze na Księżyc minęliśmy jeszcze drugi największy krater wulkaniczny na świecie (Pedro wymamrotał gdzie leży największy, ale nie zrozumieliśmy)…

…wulkan Sierra Negra ma krater o średnicy 9 kilometrów i z pewnością przyprawiłby wulkan Poas o kompleks...

Nasza wulkaniczna wyprawa znacznie podniosła nasze morale, gdyż poprzedniego dnia, już na Isabeli, zostaliśmy zawiezieni do „laguny flamingów”. Wyobrażaliśmy sobie tysiące różowych ptaków, a było ich raptem…


…cztery. Co prawda po chwili przyleciały kolejne i ilość flamingów dobiła do jedenastu, ale zaczęliśmy podejrzewać, że Galapagos okażą się całkowicie przereklamowane. Na szczęście od wyprawy na Chico było już tylko dużo, dużo, dużo lepiej.  

Po powrocie z wulkanu i szybkiej (bardzo) zmianie odzienia zostaliśmy wrzuceni do wody! Wkrótce potem B. został poinstruowany, że zamiast strzelać dziesiątki panoram wulkanu, powinien oszczędzać baterię naszego małego aparatu na wodną część naszej wycieczki. Niestety po zrobieniu 10 zdjęć (nieudanych) aparat nam padł, więc zdjęć z pierwszego pływania nie pokażemy. Ale spokojnie ;-)

Z wody wyskoczyliśmy na brzeg wysepki Las Tintoreras...


...i w końcu się zazwierzyło! Spacer rozpoczęliśmy w iguanim przedszkolu, gdzie dojrzewają setki małych iguanek wodnych…

…w towarzystwie kilku leniwych opiekunów.

Szybko jednak zostawiliśmy iguanki na rzecz bardziej atrakcyjnych rekinów…

…które zaraz potem przegrały konkurencję z pływającymi w zatoczce pingwinami…

…który z kolei całkowicie nie wytrzymał porównania z…. tamtaradam! Lwami morskimi!

Lwy morskie z miejsca zdetronizowały małe leniwce w kategorii najbardziej słodziakowych zwierząt na świecie. Na Las Tintoreras było ich sporo, a podczas całego pobytu na Galapagos widzieliśmy ich setki, jeśli nie tysiące. I w ogóle nam się nie znudziły, co zobaczycie w kolejnych wpisach :-)


4 komentarze:

  1. Och jej... Jesteśmy wzruszeni! Zupełnie się nie spodziewaliśmy!.. Chlip chlip, dziękujemy organizatorom, rodzicom, bez których by nas tu nie było, nam samym, że jesteśmy tak wspaniali oraz Wam - że się grzecznie słuchaliście! ;-), no i że dzięki Wam możemy przeżywać to jeszcze raz! Czekamy na więcej relacji.
    Statuetka - cudo!
    Buziaki, Kochane Podróżniki nasze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejne relacje już na blogu! Przesyłamy buziaki od lewków morskich :-)

      Usuń
  2. Również dziękuję w imieniu własnym. Prawie się popłakałem przed chwilą od Waszych zdjęć, opisów i wspomnień siedząc nad raportem o korzystnych podatkowo strukturach zatrudnienia osób zagranicznych :)

    OdpowiedzUsuń