sobota, 25 sierpnia 2012

Kregi w ziemniakach

Z Cuzco, dawnej stolicy imperium Inków, wyruszyliśmy następnego dnia w dalszą drogę, aby poznać uroki Świętej Doliny, czyli pobliskich quechuańskich  osad położonych w spektakularnej scenerii wysokich Andów. Zdecydowaliśmy się na wykupienie zorganizowanej wycieczki z przewodnikiem angielskojęzycznym. Pani w agencji turystycznej nakazała nam przybycie o 8:40, tak, aby zająć najlepsze miejsca w autobusie, który miał odjechać o 9. Pani zapewniła nas o wysokiej jakości usług świadczonych przez jej biuro, a my jej oczywiście uwierzyliśmy...

Następnego dnia, o 9:20 wciąż czekaliśmy na nasz autobus, wzrokiem odprowadzając kolejne odjeżdżające pojazdy,  a gdy po kilku fałszywych alarmach, osoba z agencji wskazała ten jedyny, wybrany dla nas, okazało się, że jest prawie całkowicie wypełniony i zostały tylko najgorsze miejsca na samym tyle.  

Kiedy nasz anglojęzyczny przewodnik otwierał usta, mogliśmy rozróżnić to kiedy mówi po angielsku, a kiedy po hiszpańsku, po tym, że trochę rozumieliśmy kiedy mówił po hiszpańsku ;) Spośród znajomo brzmiącego memłania,  wyłapaliśmy, że błędem jest nazywanie ludności zamieszkującej Peru 500 lat temu mianem Inków. Ludność tą prawidłowo powinno nazywać się Quechua, czyli tak jak nasz mały plecak, Inkowie zaś to jedynie królowie rządzący ludem Quechua. Przewodnik powtórzył to co najmniej cztery razy, dlatego tak dobrze zapamiętaliśmy. Oprócz tego mówił coś o eukaliptusach porastających pobliskie wzgórza, ale nie bardzo wiemy co konkretnie. 

Pierwszym przystankiem na naszej trasie była miejscowość Maras i znajdujące się niedaleko niej miejsce zwane Moray. 



Miejsce to służyło Inkom… wróć! ludowi Quechua jako laboratorium do uprawy roślin. W najniższym okręgu temperatura jest wyższa o około czterech stopni, niż temperatura otoczenia. Dzięki temu, w tym najniższym punkcie mogły urosnąć na przykład ziemniaki, które normalnie występują jedynie na nizinach. Po tym jak ziemniaki wyrosły w najniższym kręgu, miejscowi sadzili je piętro wyżej, gdzie było troszkę zimniej, potem znowu piętro wyżej i tak dalej i tak dalej, aż wyhodowali ziemniaka, który potrafił wytrzymać warunki wysokich Andów. To znaczy tak interpretujemy memłanie przewodnika… 

Z Moray pojechaliśmy do Salinas, czyli miejscowej wytwórni soli. 

Sól od 700 lat jest tu wytwarzana dzięki połączeniu skał solnych oraz podwodnych źródeł. Zmyślni Quechua zbudowali specjalne tarasy...

...i do teraz zbierają na nich sól, która przed przybyciem Hiszpanów miała wartość większą niż złoto. I to nie dlatego, że była jakoś szczególnie drogocenna, po prostu złoto w czasach sprzed konkwisty miało wartość jedynie religijną, nie miało natomiast wartości pieniężnej. Walutę dla ludu Quechua stanowiła sól.

Z tutejszej Wieliczki wydostaliśmy się bardzo krętą i wąską drogą i zostaliśmy wyrzuceni na pobliskim skrzyżowaniu, tak aby móc złapać transport lokalny do kolejnego punktu naszej trasy – miejscowości Ollantaytambo. Jak się okazało, miejscowość ta jest równie urokliwa jak jej nazwa…







…oraz hostel w którym się zatrzymaliśmy – Casa de Wow.

Posileni Lomo Saltado, czyli miejscowym specjałem składającym się z krojonej wołowiny, pomidorów i cebuli…

…zapadliśmy w głęboki, acz krótki sen. Następnego dnia z samego rana mieliśmy bowiem udać się w miejsce będące jednym z hajlajtów (ładne polskie słowo) całej Ameryki Południowej….

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie ziemniak jest jednym z najstarszych znanych warzyw i praktycznie wszyscy go kojarzą. Mimo tego nie każdy wie, że również i uprawa ziemniaka może być dość czasochłonna i wymagająca siły i czasu. Tym bardziej, że jak na każdą roślinę może przyjść chwast i należy go zwalczać. Ja do tego używam https://www.syngenta.pl/uprawy/ziemniak/arcade-880-ec i za każdym razem wychodzą bardzo ładne zbiory.

    OdpowiedzUsuń