środa, 11 lipca 2012

Dziś sobota, dzień targowy.


Oprócz wysokogórskich krajobrazów i wspaniałych widoków zapamiętamy Quito również z innego powodu. Stolica Ekwadoru została oficjalnie naszym pierwszym miejscem jakie odwiedziliśmy na półkuli południowej! Ponieważ pierwsze przekroczenie równika – z północy na południe – zaliczyliśmy na pokładzie samolotu postanowiliśmy sprawdzić jak przekracza się równik na lądzie. Nie pojechaliśmy jednak do miejsca, w którym równik wyrysowany jest dla turystów tak, aby moglistanąć jedną nogą na półkuli południowej a drugą na północnej.

Z resztą przeczytaliśmy, że wyrysowana linia leży ok. 300 metrów od faktycznego równika, więc z turystów robi się przysłowiowego tata wariata. Równik przekroczyliśmy jadąc autobusem i jazda ta nie różniła się od żadnej z poprzednich jazd autobusem. Słońce nie zaczęło przemieszczać się nagle w drugą stronę, nie było też tablic oznajmiających, że wjechaliśmy na półkulę północną, ani fajerwerków. Fajerwerki czekały na nas dopiero w punkcie docelowym, czyli Otavalo.


Otavalo to mała miejscowość (40 tysięcy mieszkańców), położona wśród wysokich gór. Z jednej strony góruje nad nią wulkan Cotacachi (4.939 m. n.p.m.), z drugiej wulkan Imbabura (wys. 4.630 m. n.p.m.). Tak się złożyło, że z naszego hostelu (który gorąco polecamy - Hostal Chasqui) mogliśmy podziwiać obie :-) Tutaj widok z tarasu kuchennego – góra po prawej to Cotacachi…

…a tu widok z naszego balkonu na Imbaburę…

Nie przypadkowo do Otavalo wybraliśmy się w piątek. I to nie ze względu na możliwość skonsumowania pysznej tilapii z ziemniaczkami gotowanymi w mundurkach…

…mmmmm…. ale ze względu na fakt, iż w Otavalo sobota to dzień targowy! A targ w Otavalo to jeden z najbardziej znanych targów w całej Ameryce Południowej, na który zjeżdżają kupcy z okolicznych wiosek oraz rzesza turystów. Trochę obawialiśmy się, że będzie to miejsce stricte turystyczne, jednak okazało się, że proporcje turystów do miejscowych wyglądają mniej więcej jak 1 do 100.

Turyście trudno bowiem sprzedać alpakę…

…chyba że w postaci swetra, czy też wieprza…

...chyba że w postaci schabowego... A świnie na targu zwierzęcym dostępne są w każdym etapie ich życia. Od małych świnek…

…przez dorosłe wieprze zaciekle opierające się zmianie właściciela…

…po produkt finalny, usprawiedliwiający opór wieprza przed załadunkiem….

A jak ktoś nie lubi wieprzowiny, zawsze może na ruszt wrzucić coś bardziej lokalnego…


Na zwierzęcej części targu, która ma miejsce z samego rana (pobudka 6:30!)…

…nie tylko zwierzyna, ale i handlujący w każdym wieku. Od najmłodszych…

…do najstarszych…


Miejscowa ludność to z resztą najciekawszy element dnia targowego. Do miasta zjeżdżają bowiem tysiące mieszkańców pobliskich wiosek, większość z nich w strojach tradycyjnych. Tradycyjny ubiór kobiet składa się z sandałów, czarnej, prostej spódnicy oraz białej, bogato zdobionej bluzki. Włosy spięte w koński ogon, na głowie chusta, bądź kapelusz, a na szyi złote korale. Na targu świetna okazja aby dokupić co nieco…

Panowie również w sandałach, ale ubrani cali na biało (spodnie i koszula), okryci granatowym ponczo. Na głowie obowiązkowo kapelusze…

…a pod kapeluszem obowiązkowo również koński ogon lub warkocz!

W części głównej targu, która zajmuje dwie główne ulice miasta, nabyć można wszystko. Od wspomnianej złotej biżuterii, tradycyjnych strojów …


…poprzez ręcznie dziergane nakrycia głowy…

…aż po obrusy i tkaniny wszelkiego rodzaju.

Są również, specjalnie dla turystów, pamiątki różnego rodzaju oraz setki koszulek. Wykorzystaliśmy okazję i uzupełniliśmy garderobę, po tym jak ze smutkiem pożegnaliśmy koszulki azjatyckie, które już niestety nie nadawały się do użycia. A po zakupach pora na obiad! W restauracjach serwowane są tzw. almuerzo, czyli zestawy obiadowe. Za zupę rybną...

…pyszną potrawkę z flaczków…

…i świeżo wyciskany sok – dolar osiemdziesiąt. Żyć nie umierać ;-)

Rynek w Otavalo już za nami, ale to nie koniec naszych przygód na półkuli północnej! Jako że to północne ostatki, to postanowiliśmy coś jeszcze w okolicach Otavalo zobaczyć. Wkrótce kolejny post, a my czekamy na Wasze komentarze, które zawsze sprawiają nam wiele radości! :-)

8 komentarzy:

  1. Na półkuli południowej woda w odpływie z prysznica kręci się w przeciwną stronę - true story :) W którą stronę nie powiem - sprawdźcie sami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem gdzie Wy w Ekwadorze znaleźliście autobus z prysznicem... W naszym nie było, więc nie mogliśmy sprawdzić, czy się nagle zacznie odkręcać...

      Usuń
  2. Czuję się dotknięta wzmianką o lokalnym przysmaku w postaci świnek morskich. Aaaa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przecież to nie chomiki.. ;-)

      Usuń
    2. Świnkę (która z tęsknoty zdechła) też miałam!

      Usuń
    3. Specjalnie dla Ciebie (i dla Sylwii) w jednym z kolejnych postów umieściliśmy zdjęcia świnek gotowych do spożycia. Tak dla pocieszenia - bo one na pewno nie zdechły z tęsknoty.

      Usuń
  3. no właśnie, te świnki morskie takie rozkosznie poddtuczone ;-) aż ślinka leci.... ale zdjęcia znowu rewelacyjnie Wam wyszły.. aha i w mailu zapomniałam dodać, że wzruszają mnie bardzo jeszcze zdjęcia lokalnych dzieciaczków. to taki request na przyszłość ;-)D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno powodują lekką zgagę, ale jak spróbujemy to się podzielimy opinią. W sensie świnki morskie, nie lokalne dzieciaczki... Dzieciaczki M. również uwielbia fotografować, ale czujne oko rodziców skorych do bitki jakoś nas skutecznie odstrasza od natarczywego pstrykania...

      Usuń