niedziela, 8 lipca 2012

Bez Quitu!


Tuż po wylądowaniu w Quito udało nam się rozwiązać zagadkę porażki polskich piłkarzy z reprezentacją Ekwadoru na Mundialu w 2006 roku. Zadyszka jaka złapała nas na pierwszym spacerze przypomniała nam o urokach przebywania na wysokości. Quito, a także mniej więcej połowa Ekwadoru znajduje się bowiem w wysokich górach, więc piłkarze, którzy tu wyrastają mają z góry (z góry!) przewagę wydolności nad palącym fajki nizinnym Tomaszem Hajto.

Stolica Ekwadoru leży na wysokości 2.900 m. n.p.m., co postanowiliśmy uczcić dwunastogodzinnym snem ;-) Kiedy już się obudziliśmy i załatwiliśmy wszystkie potrzebne kwestie serwisowe (i więcej, o czym za chwilę), przyszła pora na poznanie miasta. Złamaliśmy bowiem zasadę omijania stolic szerokim łukiem – po pierwsze dlatego, że Quito to miasto całkiem urokliwe, po drugie – przed dalszą wyprawą postanowiliśmy się dobrze zaaklimatyzować.

Aklimatyzację rozpoczęliśmy od poznania historii Ekwadoru w Muzeum Narodowym (wcześniej zwanym Muzeum Banku Centralnego i tak widnieje w przewodnikach).

Kiedyś Ekwador (wtedy jeszcze nie będący Ekwadorem) składał się głównie z gór, na szczęście dla miejscowych Ocean Spokojny podarował im nieco terytorium nizinnego i obecnie mają do dyspozycji przyzwoity pas wybrzeża na zachodzie, wysokie pasma górskie w centrum oraz położoną na nizinach puszczę amazońską na wschodzie kraju. W przekroju Ekwador wygląda więc jak historyczny wykres indeksu warszawskiej giełdy ;-)

Na terenach, na których obecnie leży Ekwador (nazwa pochodzi od słowa równik, który przez Ekwador przebiega) przez tysiąclecia pomieszkiwały różne plemiona Indian…


…które zostały w połowie XV wieku podbite przez Inków z południa…

…a wkrótce potem – przez Hiszpanów z Europy (lata 30-te XVI wieku)…

…co umożliwiło im w 2006 pobicie Polaków z...
Grrrr!

Quito patrząc z lotu ptaka ma kształt przypominający trochę ogórka (ale bardziej kiszonego niż świeżego zielonego), jest bowiem wciśnięte między góry i rozrasta się bardziej wzdłuż (trasy zwanej Panamericaną) niż wszerz. .
Mmm… kiszony ogórek… mmm… Tyle tytułem wstępu geograficzno-historycznego o wątpliwej jakości.

W centrum miasta tradycyjnie już powitała nas demonstracja – nie wiemy czy na naszą cześć, czy bardziej przeciw nam…

Nie ryzykując opuściliśmy główny plac...

...i udaliśmy się na zwiad. W centrum aż roi się od kościołów, najładniejszy z nich (La Compania de Jesus) wewnątrz jest w całości wykończony złotem! Niestety zdjęć robić nie wolno. Największy z kościołów – Bazylika del Voto Nacional – wykonany jest z kolei ze skał wulkanicznych.

Czy coś w powyższym zdjęciu Wam nie pasuje? That’s a bingo! Zdjęcie zrobiliśmy my, ale nie naszym kochanym Nikonem, a nowym aparatem, który zdecydowaliśmy się zakupić na potrzeby naszej południowoamerykańskiej przygody. Nasz nowy towarzysz, którego nazwy nie będziemy wymieniać dopóki nie zasłuży, potrafi bowiem robić zdjęcia panoramiczne, co w górach (oraz do fotografowania wysokich budynków z bliska) powinno nam się przydać :-)

Cytując klasyka – im wyżej siedzisz, tym twoja d..a bardziej na wierzchu ;-) ale i widać więcej, więc wspięliśmy się na wieżę Bazyliki, żeby zobaczyć panoramę (a jakże!) miasta.

Idąc za ciosem, przy użyciu zbudowanego za wiele milionów dolarów wyciągu gondolowego, wjechaliśmy na zbocze ograniczającego Quito od zachodu wulkanu Pichincha…

…i ustanawiając nasz rekord wysokości, z poziomu 4100 m. n.p.m. obejrzeliśmy sobie miasto w szerokim planie.
Na górze wieje jak diabli i zimno, stąd nasze wyeksploatowane klapki i szorty zostały tym razem w hostelu, a my przywdzialiśmy stroje i obuw targany przez ostatnie pięć miesięcy…

Było tak zimno, że zrezygnowaliśmy z możliwości wejścia pod szczyt wulkanu (dobra wymówka, prawda? ;-) ), a M. musiała się rozgrzewać podskakując…

Na szczęście niecodzienne dla nas warunki meteorologiczne (do których powoli z konieczności się przyzwyczajamy), nie były w stanie przyćmić nowych okoliczności przyrody…






6 komentarzy:

  1. hej, no to możecie zdradzić markę nowego aparatu, bo zdjęcia wyszły nieziemsko! na osłodę historycznej porażki futbolowej donoszę, że właśnie polscy siatkarze wygrali Ligę Światową 3:0 z Amerykanami ;-). Ściskam Di.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie. Jeszcze nie zasłużył. Został zakupiony także w innym celu i jak się sprawdzi, to wtedy go zareklamujemy. Ale to dopiero za czas jakiś, mam nadzieję, zobaczycie o co chodzi :)

      Usuń
  2. Cudnie! Panorama stolicy to majstersztyk. Dlaczego to takie niezamożne kraje potrafią wyeksponować swoje walory, by przyciągnąć turystów, a u nas jakoś nic się nie da zrobić, nawet słono za wszystko przepłacając (drogi, stadiony itp, na euro, ech ... Jednakże Wasz pobyt w Ekwadorze zapowiada się obiecująco. Napiszcie coś o ludziach, zanim do reszty pochłonie Was niesamowita przyroda. Zazdroszczę wrażeń i pozdrawiam. Gall Anonim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio przeglądaliśmy w Internecie co Polska ma do zaoferowania i już nie możemy się doczekać, aż zobaczymy nasze piękne parki narodowe na żywo! Ale z doniesień z kraju słyszymy, że dobrze wypadliśmy na EURO i że obcokrajowcy zachwyceni, więc chyba aż tak źle nie jest? Cudze chwalicie, swego nie znacie! :-)

      Usuń
  3. ojj przydał się przydał! Szeroki kąt bedzie Wam towarzyszył od teraz już zawsze :)zdjęcia BAJA (szkoda że takie małe, chętnie bym obejrzała w oryginale)
    a zdjęcia bedziecie mogli nad łóżkiem po powrocie wieszać!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! To nie kąt szeroki choć tak wygląda. To panorama pionowa - taką funkcję ma nasz nowy sprzęt, który jeszcze nie zasłużył ;-) A zdjęcia w oryginale będziemy chętnie pokazywać po powrocie, także zapraszamy, zapraszamy! :-)

      Usuń