Mexico City zaskoczyło nas po wielokroć. Na pierwszy rzut oka zaskoczyło nas jakością transportu
publicznego (11 linii metra!), organizacją i czystością miejsc publicznych oraz
jakością muzeów, które stoją na poziomie europejskim. Sporą niedogodnością jest
fakt, iż w większości z muzeów nie ma angielskich opisów. Było to sporym
problemem choćby w Templo Mayor…
…jednak nie przeszkodziło nam znakomicie bawić się w Pallacio de
Bellas Artes…
…gdzie zobaczyliśmy wiele znakomitych murali, autorstwa
m.in. Diego Riviery (dwukrotnego męża Fridy Kahlo)…
…oraz absolutny highlight naszego trzydniowego pobytu w
Mexico City – wystawę obrazów Fernando Botero.
Oprócz poziomu „rozwoju cywilizacyjnego”, Mexico City
zaskoczyło nas również poziomem, na którym jest położone – 2.240 m n.p.m. Choć
wypiliśmy tylko jeden kieliszek tequili …
…to wysokość, na której się znajdujemy (w połączeniu z
objawami jet laga) sprawia, że czujemy się jakbyśmy byli na permanentnym kacu.
Ból głowy, mięśni, dezorientacja, problemy ze sformułowaniem myśli, zadyszka po
wejściu po schodach na piętro… a co dopiero po wspięciu się po 232 stopniach na
piramidę!
Choć obawialiśmy się, że po Angkor Wacie żadne ruiny nas nie
zaskoczą, to już drugiego dnia pobytu w Meksyku nasze obawy zostały rozwiane.
Piramida Słońca (druga po piramidzie Heopsa w Egipcie największa piramida na świecie)…
…Piramida Księżyca…
…oraz dwu i pół kilometrowa droga śmierci między nimi tworzące kompleks Teotihuacan wywarły na nas wielkie wrażenie.
Prawie tak wielkie
jak wielkie jest miasto Mexico City. W mieście żyje prawie 23 miliony osób, co w połączeniu z
faktem, że praktycznie nie ma tu wysokich budynków sprawia, że Mexico City jest
rozciąga się po horyzont! Pierwszego dnia wspięliśmy się na wieżę Torro
Latinoamericana…
… i szczęki opadły nam na widok tego przeogromnego miasta.
Miasto rozrosło się tak bardzo, że w poszukiwaniu
schronienia Meksykanie…
…i Meksykanki…
…opanowali już pobliskie wzgórza dekorując je tysiącami
betonowych klocków, których architektura nie tyle nie zachwyca, co wręcz
przeraża.
Do poziomu architektury domów meksykańskich dostosowali się
również architekci miejscy, prezentując mieszkańcom Mexico City takie
straszydła jak przypominającą katowicki Spodek czy warszawską Rotundę Bazylikę
Matki Boskiej z Guadelupy (drugie po Bazylice Św. Piotra w Rzymie najczęściej
odwiedzane miejsce kultu religijnego Chrześcijan na świecie)…
Aby umożliwić licznym wiernym sprawne podziwianie cudownego obrazu (czy też szaty z objawionym obrazem) Matki Boskiej...
...architekt przewidział trawelator bezpośrednio pod obrazem...
Wierni są zachwyceni, więc interes się kręci...
Podczas naszego pobytu w Azji również spędzaliśmy mnóstwo czasu na odwiedzaniu
miejsc kultu religijnego (watów, pagod i stup), więc jak widać, zaskakująco, po
zmianie kontynentów nie zmieniliśmy zwyczajów. Obiekty religijne wyglądają jednak bardziej swojsko a i pomniki w ich pobliżu przedstawiają zaskakująco znajome
postaci.
Zarówno w Azji, jak i teraz w Meksyku fotografujemy również kapłanów, choć ci azjatyccy byli nieco bardziej kolorowi...
Podczas odwiedzin w Katedrze Metropolitarnej…
…natrafiliśmy na coniedzielną mszę transmitowaną
w TV (coś jak nasz Anioł Pański). Konkretnie odprawiał ją arcybiskup Mexico
City…
…który sądząc po jego zachowaniu musi być sporym celebrytą, gdyż w drodze przed
ołtarz pozdrawiał i błogosławił wiernych, którzy tłumnie stawili się w
Katedrze.
M. również spotkał ten zaszczyt i z bożym błogosławieństwem
mogliśmy udać się zwiedzać centrum Mexico City, które podobnie jak pozostała część miasta zaskoczyło nas
architekturą, ale w bardziej pozytywny sposób. Dzielnica Centro Historico w
centrum miasta bardzo przypominała nam Barcelonę.
W połączeniu ze stylem ubierania się miejscowej ludności, która ciuchy kupuje w sklepach ZARA i Bershka znajdujących się przy głównych
ulicach centrum i nijak nie przypomina prawdziwych Meksykanów...
...oraz faktem, że wszyscy mówią w koło po hiszpańsku, całość sprawiła, że
czuliśmy się jakbyśmy byli w Hiszpanii, a nie na drugim końcu świata. Meksyk
jednak od 1521 do 1810 znajdował się pod panowaniem hiszpańskim i zwany był
Nową Hiszpanią, więc w sumie nic w tym dziwnego.
Również wolność słowa i zgromadzeń są w Meksyku na
europejskim poziomie. Na Zocalo - głównym placu Mexico City - zaskoczyła nas
manifestacja przeciwko corridzie…
Wspięliśmy się więc na taras Antiguo Hotel de la Ciudad de
Mexico...
...żeby obejrzeć całość z góry…
…i ponownie znaleźliśmy się w Azji, gdyż przez centrum
miasta przejechały setki motocykli…
…okazało się, że to jednak nie zwyczaj, a jedynie
zorganizowany przejazd. Na co dzień Meksykanie przemieszają się bowiem w inny
sposób…
…a Azjatów bardziej przypominają muzykalnością.
Nie ma tu jednak tylu barów karaoke, za to na każdym rogu
słychać meksykańskie brzmienia, a na placu Garibaldiego tłumnie gromadzą się El
Mariachi, których poznaliście już w naszym premierowym, urodzinowym filmie.
Jeśli dodać do tego wszystkiego fakt, że Meksyk zaskoczył
nas również pogodą - miast spodziewanych upałów mamy bardzo przyjemne, idealne
do zwiedzania wielkiego miasta słoneczne 18 stopni - oraz tym, że w pobliżu
Mexico City właśnie trwa erupcja wulkanu…
…można powiedzieć że ten Meksyk to niezły cyrk!
Zaskoczyło Was, że nie napisaliśmy nic o kuchni meksykańskiej?
Nas również, ale w Mexico City działo się tak wiele (choć zobaczyliśmy może 20%
tego co stolica Meksyku ma do zaoferowania), że o tortillach, burritach,
enchilladach, fajitach, tacosach i quesadillach napiszemy przy okazji dalszych
meksykańskich opowieści! Ale jemy dużo…
;-)
A co, Spodek Ci się nie podoba ? Gdzie byśmy chodzili na siatkówkę ? :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kibic z S-ca spod 13-tki
Spodek jest bardzo fajny jako hala sportowa i nawet całkiem wyględny. Ale jak się patrzy na Bazylikę Matki Boskiej z Guadelupy z lat 70-tych i porówna ją ze stojącą obok starą bazyliką, ze ślicznymi zdobieniami i detalami, to aż zęby zgrzytają. To tak jakby Spodek stał przy Koloseum ;-)
OdpowiedzUsuń