niedziela, 9 września 2012

Trzy kolory: Zielony (aka ostatni wpis z podrózy...)

Trzeci dzień podróży po boliwijskiej części Altiplano zaczęliśmy jeszcze przed świtem, w temperaturze nieznanej nam z dotychczasowych wojaży. Na oko było z minus dziesięć stopni. Brrr! Warto się było jednak poświęcić, żeby zobaczyć jak słońce wschodzi nad południowoamerykańską wyżyną. I to wyżyną nie lada, bo sięgającą pięciu tysięcy metrów nad poziomem morza! W miejscu, z którego podziwialiśmy wschód słońca, zrobiliśmy sobie nawet zdjęci e „haj fajw”, mające upamiętnić naszą pierwszą wizytę na pięciu tysiącach metrów…

…jak się jednak okazało, byliśmy wtedy na 4.850 m. n.p.m., więc się nie liczy! Na zdobycie pięciu tysięcy musimy zaczekać do następnej wyprawy (Nepal? :-) ).

Mimo jednak stupięćdziesięciometrowego niedociągnięcia, miejsce podziwiania wschodu słońca było całkowicie wyjątkowe. Trafiliśmy bowiem do Solar de Manana – skupiska gejzerów i szczelin wypełnionych gorącym błotem…








Kiedy słońce już całkiem pojawiło się na niebie, zmarznięci na kość pojechaliśmy dalej, w miejsce idealnie dopasowane do naszych potrzeb, czyli do gorących źródeł Termas de Polques (4.400 m. n.p.m) :-)


Pół godziny w gorącej wodzie (38st!) wystarczyło abyśmy się trochę rozmrozili i mogli pojechać do zielonej laguny, czyli laguna Verde, która swój kolor zawdzięcza arsenowi, ołowiowi i miedzi, które w niej występują. Oprócz barwy, pierwiastki te sprawiają, że laguna nie zamarza nawet w temperaturze minus 20 stopni. Farciara! ;-)

Z zielonej laguny udaliśmy się do najbardziej malowniczo położonego przejścia granicznego…


…gdzie pożegnaliśmy Jamesa, Toni, Rosę i Petera, którzy udawali się w dalszą drogę do Chile, sami zmieniliśmy jeepa (ale nie ścieżkę dźwiękową!) i wróciliśmy do Uyuni, po drodze wpadając jeszcze do Valles de Rocas…



Następnego ranka, skoro świt, zebraliśmy się na lot, tak aby być na lotnisku, zgodnie z instrukcją, godzinę przed planowanym odlotem…

O 8:30, dwadzieścia minut przed planowanym startem w końcu pojawił się ktoś z obsługi linii TAM, poinformował nas, że samolot, którym mamy lecieć uległ awarii i że nie wiadomo czy i w ogóle polecimy do La Paz. Wizja jazdy nocnym autobusem zaczynała nas dopadać, kiedy obsługa TAM przekazała nam, że polecimy innym samolotem linii Amaszonas. W ciągu trzech godzin oczekiwania na odlot mieliśmy okazję podziwiać prace budowlane na lotnisku, które dopiero powstaje…

…jednak wszystko zakończyło się szczęśliwie i w piątek, w samo południe, wylądowaliśmy w La Paz. 





Ostatnie półtora dnia spędziliśmy na poszukiwaniach tych idealnych pamiątek, które już wkrótce, razem z nami, rozpoczną dwudniową podróż do Polski! Na targu czarownic dominowały płody lam…



…które Boliwijczycy zakopują w swoich ogródkach, aby przynosiły szczęście gospodarzom domu. Co ciekawe, przydomowe płody posiada ok. 90% mieszkańców Boliwii, a niektórzy budowlańcy odmawiają pracy przy budowie domu, jeśli przy fundamentach nie zakopano lamiego płodu..

I… to była już ostatnia ciekawostka, jakiej dowiecie się z naszego bloga! Przynajmniej jeśli chodzi o tę podróż, gdyż może kiedyś będą kolejne :-) Po 223 dniach w podróży, podczas której odwiedziliśmy 13 krajów na trzech kontynentach, jesteśmy już spakowani i jutro o 6:20 rozpoczynamy z lotniska El Alto podróż powrotną do kraju. Mamy nadzieję, że pierogi już na nas czekają! ;-)

Na koniec piosenki sentymentalne, wyciskacze łez a'propos.

Od M.:

I od B:

Do zobaczenia w Ojczyźnie! :-)

1 komentarz:

  1. Oczekuję na "wpis podsumowujący" :-)
    Może tak w oczekiwaniu na samolot do PL? ;-)

    OdpowiedzUsuń