piątek, 18 maja 2012

Wyspa Kobiet


Nasz pierwszy kontakt z Meksykiem miał miejsce na lotnisku w Los Angeles, kiedy Aero Mexico odwołało nam lot. Po kilku dniach, w Oaxace, skradziono nam telefon komórkowy i wtedy wydawało nam się, że Meksyk będzie etapem naszej podróży, o którym szybko będziemy chcieli zapomnieć. Potem jednak odkryliśmy tacos de pastor, majową kulturę w okolicach San Cristobal de Las Casas i dżunglowe ruiny Palenque, które przykryły nieco nasze początkowe mizerie.

A najlepsze Meksyk zostawił dla nas na koniec. Jak to mówią, prawdziwą lokalizację turystyczną poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale po tym jak kończy. Ostatnim meksykańskim przystankiem przed wylotem na Kubę była Isla Mujeres (Wyspa Kobiet), która takimi oto okolicznościami przyrody…




…postawiła nasze wyobrażenie o pięknych plażach na głowie..

Oprócz bajecznej plaży, na której wylegiwaliśmy się w cieniu palm…

…pod czujnym okiem Batmana…

…Isla Mujeres ma wszystko czego turyście potrzeba, czyli miłe knajpki...

El Mariachi…
… powszechny dostęp do tequili, kilka uroczych domków (choć większość nieciekawa, sporo nowych w budowie)…


…a nawet pomnik nagiej kobiety siedzącej w muszli i trzymającej rozgwiazdę…

Oprócz tego wszystkiego, Isla Mujeres ma również znakomitą bazę noclegową. Nasz hostel (Pocna hostel) na przykład posiadał własną plażę z boiskiem do siatkówki i beach barem…


Posiadał również dużą ilości gości z Izraela, około dwudziestu pięciu osób podczas naszego pobytu.

O turystach z Izraela nie mieliśmy jeszcze okazji napisać, a lepsza chyba się nie nadarzy. Otóż w Izraelu służba wojskowa jest obowiązkowa zarówno dla mężczyzn jak i dla kobiet i trwa dwa lata. Po dwóch latach spędzonych w armii młodzi (wciąż) Izraelici mają w zwyczaju wyjeżdżać na rok w różne miejsca na ziemi żeby się wyszaleć. Z tego powodu niektóre noclegownie np. w Tajlandii, Meksyku i Chile nie życzą sobie gości z Izraela. Jak dowiedzieliśmy się od przemiłej Chilijki z agencji turystycznej, jeden z szalejących spowodował w Chile ogromy pożar, który strawił jedenaście tysięcy hektarów lasów w Chile. „You know how much this is? This is bigger then their country!” (wiecie ile to jest? To więcej niż zajmuje ich kraj!). 

Nasi Izraelici nie palili lasów, palili za to inne rzeczy przesiadując na hamakach przy beach barze, a wieczorem prowadzili głośne rozmowy przez skype’a. Zastanawialiśmy się z kim mogą rozmawiać, skoro w Izraelu był wtedy środek nocy, ale przypomnieliśmy sobie, że mają przecież wielu przyjaciół w Nowym Jorku ,Waszyngtonie i Hollywood ;-)

Na Isla Mujeres są również liczne pola golfowe. Żadnego co prawda nie widzieliśmy, ale muszą tu jakieś być, skoro każdy porusza się przy pomocy wózka golfowego...

Myślicie, że jeżdżenie wózkiem golfowym poza polem golfowym to obciach? Amerykanie myślą wręcz odwrotnie i ku naszej wielkiej radości zorganizowali sobie paradę! Wyobraźcie to sobie. Idziecie sobie ulicą, a tu nagle obok Was przejeżdża kilkadziesiąt udekorowanych wózków golfowych wypełnionych Amerykanami, którzy rzucają kolorowe koraliki i cukierki w stronę obserwujących ich miejscowych… OK. Nie musicie sobie wyobrażać, mieliśmy aparat ze sobą ;-)



























Co na to nasza Chilijka z agencji turystycznej? „It’s funny and terrible at the same time…” (to śmieszne i straszne zarazem). Dzieci  jednak zachwycone, panowie z budowy także…

Amerykanie sprawili nam i miejscowym dzieciom wiele radości. Nie spotkamy ich jednak przez najbliższe dwa tygodnie, gdyż Amerykanie mają zakaz wyjazdów na Kubę. A konkretniej – zakaz wydawania pieniędzy na Kubie, wprowadzony przez rząd amerykański, który nie życzy sobie aby ich obywatele finansowali rewolucję i grozi im karami idącymi w setki tysięcy dolarów ;-)

Wiemy, że na Kubie nie będzie Amerykanów, nie wiemy jednak czy będzie Internet, więc nie obiecujemy kolejnych wpisów w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Jednak w Dzień Dziecka wracamy do Meksyku i wtedy z pewnością wszystko Wam opowiemy!

Tymczasem pozdrawiamy!


0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Prześlij komentarz