wtorek, 3 kwietnia 2012

Gestapo Tours

W podróży gubimy różne rzeczy. B. zgubił już kapelusz, chustę, bluzę, zatyczkę od slotu na karty pamięci i jedną gumkę od słuchawek, M. prawie straciła poduszkę. Nie tracimy natomiast dobrego humoru, mimo pogodowej klapy jaka zastała nas na Filipinach, nie tracimy głowy widząc karalucha, a z zimną krwią skracamy jego żywot. Przede wszystkim jednak nie tracimy czasu! Jak tylko nasze stopy dotknęły filipińskiej ziemi, wpadliśmy w tryb podróżniczo-hardcorowy.

Nasze odwiedziny w Banaue, o których pisaliśmy w poprzednim poście, odbyły się w ekspresowym tempie. Nocny tam, bach, bach zwiedzamy, krótki sen, bach, bach, bach, szybki prysznic i nocny z powrotem! Mery nazywa ten tryb Gestapo Tours i trudno o trafniejsze określenie ;-)

Bez pomocy aniołów i świętych jednak gestapo tours prędko zakończyłby się tragicznie. W dziesiątej już podróży nocnym autobusem spaliśmy może z godzinę i wytrzymanie do 19, kiedy to mieliśmy lot, byłoby zadaniem ponad nasze siły. Świętym, który uratował nam życie, okazał się kierowca autobusu. Nie znamy jego imienia, wiemy też że nie czyta naszego bloga, ale dzięki ci kierowco autobusu za te cztery godziny snu na stacji! 

Pobudka! Gestapo Tours nigdy nie śpi!

Trzeba przecież uzupełnić zapasy, wymienić zniszczone części zamienne i trochę się podrasować przed dalszą podróżą. A gdzie można to zrobić lepiej niż w czwartym największym centrum handlowym Swiata? J To nie prima aprilis, choć był akurat pierwszy kwietnia. Wasi podróżnicy, specjalnie dla Was, udali się od Mall of Asia!

Wielkie! Ogromne! Na oko ze trzy Arkadie by się zmieściły, a jeszcze rozbudowują o jakieś 50%. GLA tysiąc pińcent sto dziewięćset metrów kwadratowych! Footfall roczny pewnie około miliarda osób.

Liczne atrakcje dla klientów. W środku nie jakaś tam ślizgawka jak w Promenadzie, a pełnowymiarowe lodowisko, na którym można grać mecze hokejowe.

Na zewnątrz orkiestra dęta, prawie jak z zespołu pieśni i tańca Silesia…

…a co sobotę pokaz ogni sztucznych. Szkoda że byliśmy w niedzielę… Palmową! Palmy w rękach klientów, ale i na pasażu. Ale nie jakieś tam sztuczne jak w Bonarce, tylko żywe!

I miks najemców lepszy niż w Złotych po wymianach ;-) Można kupić wszystko!

Oczywiście jest też bohater narodowy (numer dwa) Manny Pacquiao. Na pomniku…

…i do nabycia

No po prostu wszystko! Ale coś za coś. Broń trzeba zostawić w domu…

…a jak ktoś miałby ochotę dyskutować, to ochrona liczna i wyposażona lepiej (inaczej) niż u nas, szybko przywróci go do porządku.

Kupiliśmy wszystko co było potrzebne i więcej. Uzupełniliśmy garderobę, żeby nie tracić czasu na pranie tak często jak dotychczas. Kupiliśmy drugą latarkę nagłowną, co w nocnych autobusach nam się przyda do czytania. Nabyliśmy zestaw do snorklingu, żeby podwodne wydarzenia śledzić. B się nawet ostrzygł, więc przez jakiś czas na zdjęciach go nie zobaczycie ;-)

Wszystko jest? Jest! No to raz, raz, raz, na lotnisko! W taksówce paliwo się skończyło! Zepchnąć na pobocze, zmienić pojazd i do przodu!

Frrrrrrrru i jesteśmy na Palawanie!

Pośpimy? A skąd! Godzina piąta minut trzydzieści, kiedy pobuuuudka zaaaaagrała! Tricyklem na stacje, 7 godzin w lokalnym autobusie, z małą przerwą na gumę...

... i… jesteśmy na urlopie! :-)))))


2 komentarze:

  1. Zboczeńcy zawodowi :P

    Czy B. zgubił TĘ chustę?

    OdpowiedzUsuń
  2. @kaktusibambusi: Tak, B. zgubił TĘ chustę:) nie wybaczę! I nie zboczeńcy zawodowi tylko fascynaci:)

    OdpowiedzUsuń