Naszą filipińską przygodę rozpoczęliśmy od poszukiwania spektakularnych
widoków. W tym celu udaliśmy się do miejscowości Banaue na północy wyspy Luzon.
I pomimo fatalnej pogody, składającej się z mgły i opadów, nasza podróż nie
poszła na marne. Już kwadrans drogi tricyclem od naszej bazy wypadowej….
…mieliśmy okazję zobaczyć liczące dwa tysiące lat tarasy
ryżowe.
Niestety ze względu na migrację lokalnej ludności do miast
oraz coraz mniejsze zainteresowanie uprawą ryżu…
… tarasy zaczynają się sypać. Zatem jeśli jeszcze nie
byliście w Banaue, to czym prędzej się tam udajcie, bo z całą
odpowiedzialnością możemy powiedzieć, że są to najwspanialsze tarasy jakie w
życiu widzieliśmy ;-)
Wcześniej tego dnia, tuż po dotarciu na miejsce, jak zwykle
o poranku B. był w bardzo negocjacyjnym nastroju. Spotkała go jednak niespodzianka
– w Banaue panuje całkowita zmowa cenowa! Nikt nie negocjuje niczego. Choć
byliśmy jedynymi z nielicznych turystów, żaden z wielu hosteli, w których roiło
się od wolnych pokoi, nie chciał opuścić ani peso. Płacisz tyle ile usłyszysz,
albo do widzenia. Take it or leave it - filipińska szkoła prowadzenia biznesu
;-)
Ponieważ hostele nie chciały konkurować ceną, tylko jakością,
nasz wybór padł na Stairway Lounge. Taki a nie inny wybór ewidentnie
podpowiedziały nam niebiosa, w Stairway’u poznaliśmy bowiem Adama i Ewę .
Państwo „Rajscy” (www.rajscy.blogspot.com) podzielili się z
nami ciekawą historią ich życia, które pokierowało ich do Indii, gdzie
zamieszkali na stałe i rozpoczęli karierę aktorską w Bolywood J Adam przeważnie grywa
angielskich żołnierzy, a czasem prezesa banku. Najznakomitsza rola Ewy to
natomiast rola księżniczki perskiej :-)
Przepisy imigracyjne nakazują Adamowi i Ewie co pół roku
wyjeżdżać z Indii na minimum dwa miesiące, co wykorzystują oni jako pretekst do
poznawania Azji. A ponieważ znakomici z nich gawędziarze, to spędziliśmy przemiły
wieczór na kanapach w Stairway’u, słuchając serii podróżniczych opowieści przy lokalnej brandy
„Emperador”.
Następnego dnia wspólnie wynajęliśmy jeepney’a…
…i udaliśmy się do Batad, gdzie tarasy ryżowe są jeszcze
bardziej spektakularne niż w Banaue.
Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, jak tylko dotarliśmy na
miejsce, pierwszy raz od wylądowania na Filipinach zobaczyliśmy słońce! Spektakularne widoki stały się jeszcze bardziej
spektakularne!
Lunch zjedliśmy w małej osadzie w pobliżu tarasu widokowego,
pod bacznym okiem miejscowych słodziaków.
W drodze powrotnej pogoda pozornie się pogorszyła, a góry
oblała mgła...
...która całkowicie zasłoniła zielone doliny. Dzięki temu jednak bliżej
przyjrzeliśmy się roślinności otaczającej nasz szlak i filipińska dżungla zrobiła
na nas nie mniejsze wrażenie niż wzgórza udekorowane tarasami.
A jak tylko wsiedliśmy do jeepney’a zaczął padać deszcz…Przypadek? Nie sądzimy! Ten czterogodzinny okres dobrej
pogody to ewidentny przykład anielskiej interwencji! Adam i Ewa są bowiem
naszym czwartym aniołem (występującym pod postacią dwójki osób)! Po aniele szkockim, którego spotkaliśmy na
pagodzie w Bagan, aniele angielskim spotkanym w Rangoon oraz belgijskim aniele
środkowoamerykańskim, którego spotkaliśmy na pokładzie naszej łódki w Ha Long
Bay, przyszedł czas na rodzimego anioła. Oprócz znakomitej zabawy i wielce
prawdopodobnym majstrowaniu przy pogodzie, nasi znakomici rodacy podzielili się
z nami doświadczeniami z ich dwumiesięcznej filipińskiej podróży, która właśnie
dobiegała końca. Otrzymaliśmy zestaw cennych wskazówek dotyczących transportu i
noclegów a także plaż i ciekawych miejsc do nurkowania.
Po pełnym emocji i zachwytów dniu 31. marca, wróciliśmy do
Manili, gdzie spędziliśmy prima aprilis. A gdzie go spędziliśmy, dowiecie się z
kolejnego posta!
PS. Ewa, Adam – dzięki jeszcze raz za super dwa dni! Życzymy
Wam szczęśliwego powrotu do Indii i powodzenia w kolejnych etapach Waszej
życiowej podróży! Czwarci w kolejności, ale jakościowo – złoty medal! J
Przeboskie ryżowe tarasy!
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie tę zieleń uchwyconą w pełnym słońcu. Musi dawać po oczach!
A co do Waszych aniołów... Nie mam pojęcia jak Pan Adam na żarełku indyjskim, które jest najlepsze na świecie schudł 40 kg... Szacun!
Pooozdroooo dla Was :-)
A tytuł przeczytałam jako "Złote Tarasy"
OdpowiedzUsuńMakabra :D
Nie Pan Adam, tylko Adam! I też nie wiemy :-) Na filipińskim też nie wiedzielibyśmy jak schudnąć, bo same pizze i hamburgery tu dają ;-) No ale za to jest woda i można pływać i jest cudownie! :-)
OdpowiedzUsuń