środa, 11 kwietnia 2012

Sa-bang! Sa-bang! Oh baby...

Z plażowego El Nido przemieściliśmy się do Sabang, miejscowości słynnej z powodu podwodnej rzeki...
...której nie odwiedziliśmy, bo po pierwsze widzieliśmy już większą w Laosie, a po drugie, nawet gdybyśmy chcieli ją odwiedzić, to musielibyśmy poczekać do maja, ze względu na długą listę oczekiwania. Laos 1 - Filipiny 0... 

Nic to jednak, gdyż okolice Sabang powitały nas innymi, równie znakomitymi widokami...




...oraz innymi atrakcjami. Pokręciliśmy się po okolicach rzeki podziemnej, odwiedzając tradycyjną rzekę naziemną przepływającą przez las namorzynowy...


...oraz zaliczając dwugodzinny trek po okolicznej dżungli...



...podczas którego - z okazji lanego Poniedziałku - zlaliśmy się potem...

Jednak w dżungli tak nam się spodobało, że w niej zamieszkaliśmy...


i wszystko chciało nas tam zjeść...

...to znaczy prawie wszystko, bo na szczęście małpy tylko obrzuciły nas owocami...
...krabiki zapchały się piaskiem...
 ...gekony zadowoliły się ćmami...
 ...węże były wężami nocnymi, więc spały...
 ...mrówki były zajęte swoją krecią robotą...
...a jaszczury były już po obiedzie i tylko syczały na nas spode łba...

Nie zjadło nas także świąteczne śniadanie, bo to my je zjedliśmy...























...choć ilością...





...i konsystencją odbiegało od tego, do czego przywykliśmy w Polsce...

Zdążyliśmy jeszcze pograć trochę z Filipińczykami w ich narodowy sport...


...odzyskać lekturę Państwa Rajskich (pozdrawiamy!)...

...i już musieliśmy z Sabang wyjeżdżać. I ku wielkiemu, ogromnemu, nie zaznanemu nigdy wcześniej, okrutnemu, strasznemu, przerażającemu, tragicznemu, prawie śmiertelnemu żalowi wszystkich zgromadzonych...
...zostawiliśmy tam Dżawora i Mery! Łzy lały się strumieniem szerszym nawet niż Emperador w pożegnalną noc! Nawet kot płakał, a na zdjęciu poniżej uśmiechy sztuczne są i udawane i specjalnie na potrzeby zdjęcia przykrywają wielki smutek, który tam panował...

Nasi byli już współtowarzysze wyruszyli na drugą stronę ziemi, gdzie kontynuować będą swą podróż na kontynencie amerykańskim. Życzymy im wielu udanych odkryć i przygód oraz ciekawych wpisów na blogu! My natomiast jeszcze Filipin nie mamy dosyć i jedziemy tam:



2 komentarze: