W poszukiwaniu prawdziwego Meksyku, którego nie znaleźliśmy
w stolicy tego kraju, udaliśmy się do małej wioski 150 km na wschód od Mexico
City. Małej jak na warunki meksykańskie, gdyż populacja Puebli (hiszp. pueblo - wieś) liczy półtora miliona mieszkańców J
Jednak chodząc po ulicach tego miasta, założonego w 1521
roku przez Hiszpanów jako Ciudad de los Angeles (hiszp. miasto aniołów)…
…czuliśmy się jakbyśmy faktycznie znaleźli się w malutkiej
miejscowości . Cisza, spokój i wolno płynący czas sprawiły, że poczuliśmy się trochę
jakby na urlopie od podróżowania. Historyczne centrum miasta będące na liście światowego
dziedzictwa Unesco wypełnione jest fantastycznymi kamieniczkami, które mienią
się dziesiątkami kolorów w promieniach pueblańskiego słońca….
…i zachwycają podwórzami w nich ukrytymi…
…jak choćby to w hostelu w którym spaliśmy.
Nieco dalej od centrum ściany budynków zdobią liczne murale,
ewidentnie bardzo modne w Meksyku.
Największą budowlą Puebli jest stojąca przy Zocalo...
… czyli głównym placu miasta Katedra (Catedral), która
doczekała się miejsca na banknocie 500 pesos.
Katedra nie jest oczywiście jedyną budowlą sakralną miasta,
które wypełnione jest bardziej lub jeszcze bardziej urokliwymi kościołami i
kościółkami…
…z których najbardziej spektakularny (wewnątrz, gdyż z
zewnątrz wygląda całkiem niepozornie) jest Templo de Santo Domingo.
Próbowaliśmy również odwiedzić lokalne muzea licząc, że
obchodząca właśnie 25-lecie wpisania na listę UNESCO Puebla będzie lepiej
przygotowana na przyjęcie niehiszpańskojęzycznych turystów niż Mexico City. Nic
z tego jednak, wszystkie ekspozycje wyłącznie z opisami po hiszpańsku, a
najlepsze (podobno) i jedyne dwujęzyczne muzeum w mieście – Museo Amparo – w
remoncie. Dostępne tylko trzy sale z ekspozycjami czasowymi. Wystawa grafik
współczesnych artystów raczej nas do siebie nie przekonała…
Przekonało nas za to jedzenie. Postanowiliśmy dać ostatnią
szansę Lonely Planet, licząc, że po zmianie kontynentów (i autorów) ich
rekomendacje dotyczące knajpek będą bardziej trafione. I uwaga – sukces!
Rekomendowana jako szybkie jedzenie knajpka Las Ranas to absolutny hit jeśli
chodzi o tacosy. Co prawda lokal niepozorny i zdziwiliśmy się, że mięso
przygotowywane jest podobnie jak w naszych kebabowniach…
…za to sposób podania z plasterkiem ananasa, który pan jednym
sprawnym ruchem noża odcina z kawałka zawieszonego nad belą mięsa, podrzuca do
góry i łapie w tacosa…
…oraz fantastyczne sosy i limonka podawana do zestawu, w
połączeniu ze śmiesznie niską ceną sprawiły, że z miejsca pokochaliśmy to
miejsce!
Oczywiście odwiedziliśmy też inne malowniczo położone
knajpki, gdzie próbowaliśmy lokalnych piw oraz innych specjałów kuchni
meksykańskiej…
…ale żadna z nich nie dorównała Las Ranas.
Odkrywając meksykańskie zwyczaje dowiedzieliśmy się również,
że największe święto dla Meksykanek, to ich piętnaste urodziny. Od tej rocznicy
młode Meksykanki mogą się malować, chodzić w szpilkach i „dorosłych ubraniach”.
Zdarza się, że Meksykanie na tę uroczystość wydają więcej pieniędzy niż na
wesele! W Puebli znaleźliśmy wiele sklepów oferujących suknie specjalnie na
„piętnastkę”.
Nasz pobyt w Puebli zakończyliśmy porannym świętowaniem
urodzin M, której zdjęć w poście niestety nie ma, gdyż całkowicie przejęła kontrolę nad aparatem, mozolnie pstrykając kamieniczki ;-) Były kwiaty, tort i zestaw witamin dla seniorów ;-)
A dziś jesteśmy już w Oaxace, miejscowości znanej jako
kulinarna stolica Meksyku. Dotarliśmy tam z małym poślizgiem, gdyż protest
miejscowych kierowców zablokował autostradę i spowodował około godzinny korek. Mamy nadzieję że słynne siedem sosów miejscowości Oaxaca
wynagrodzi nam trudy podróży J
Bartek, Ty kurczaczku żółciutki nasz, Ty!
OdpowiedzUsuńTeraz wiemy jak się czują nasi krajanie w kwietniowej Polsce czytając nasze/ Wasze opowieści