niedziela, 19 lutego 2012

Inle Lake - plywajace wioski i ogrody

Drugi dzień naszego pobytu w Inle Lake spędziliśmy na wodzie. Wyruszyliśmy o świcie łodzią z przewodnikiem, który został nam polecony przez przypadkowo napotkanego Amerykanina. Wypłynęliśmy na szerokie wody jeziora Inle, aby podziwiać pracę lokalnych rybaków...




 ... czasami zakończoną sukcesem...
















Przepłynęliśmy na drugą stronę jeziora, gdzie zobaczyliśmy pierwsze pływające osady...

...aby dokonać niezbędnych sprawunków na lokalnym targowisku, oczywiście również pływającym...

























Po wchłonięciu setki przedziwnych i niepokojących zapachów i nie zakupieniu absolutnie niczego, udaliśmy się w dalszą podróż łodzią, podziwiając okoliczną ludność....

 podczas codziennych zajęć...






















...oraz efekty ich pracy...





















...oraz inne standardy kobiecej urody...
Po poznaniu prawie wszystkich lokalnych zawodów, udaliśmy się małą rzeczką..


...usianą bawołami...























... do miejsca, gdzie czekała na nas kolejna porcja świątyń, tym razem w stanie nieco mniej zadbanym i z mniejszą ilością złota...






















Po zobaczeniu prawie wszystkich lokalnych atrakcji, udaliśmy się z naszym przewodnikiem na kolejkę whisky w najmniejszym barze na świecie...























Nasz przewodnik (po lewej)...
...okazał się być przemiłym człowiekiem i zaproponował, że ugotuje dla nas kolację! Czym prędzej popłynęliśmy dalej....

... obserwując pływające wioski i ogrody, przymocowane do dna za pomocą wielkich pali...

























Zakupiliśmy ryby prosto z jeziora od lokalnych rybaków...























...a następnie oglądając przepiękny zachód słońca...
























...udaliśmy się z naszym przewodnikiem do jego rodzinnej wioski. Kiedy on przyrządzał dla nas przepyszną rybę (jedyny przypadek dobrego jedzenia w Birmie!), my odpoczywaliśmy u jego ciotki, bacznie obserwując produkcję papierosów w domowej manufakturze.






















Czas umilały nam koreańskie telenowele (z birmańskimi napisami), które oglądaliśmy razem z całą rodziną zwijającą papierosy (na zdjęciu dzienna produkcja - w sumie ok 30 tysięcy sztuk!).

Po kolacji, długo po zachodzie słońca, wróciliśmy łodzią do miasta, podziwiając rozgwieżdżone niebo. Żałujemy że nie możemy podzielić się z Wami tym widokiem, który był absolutnie zniewalający! Ponieważ okolica była wygaszona (Birma nie cierpi na nadmiar prądu), widoczne było całe niebo i wiele dużych oraz cała masa malutkich gwiazd. Nie do opisania!

Zarząd (nasza piątka regularnie zwołuje posiedzenia zarządu się w celu podjęcia ważnych i mniej ważnych decyzji)...
...jednogłośnie uznał, iż był to najlepszy - jak do tej pory - dzień naszej wyprawy!

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Prześlij komentarz