środa, 1 lutego 2012

One day in Bangkok :)


Dziś gratisowo będą dwa wpisy! Mamy już pierwszy dzień i ogromną porcję wrażeń za sobą. Wszystko tu jest inne, choć prędkość z jaką poruszają się Tajowie po wąskich uliczkach oraz korki przypominają nam nieco stolicę :)

Przybyliśmy w nocy po 24 godzinnej podróży. Pierwsze wrażenie po wyjściu z samolotu? Ciężkie, wilgotne  i gorące powietrze przywodzące na myśl…szklarnię z pomidorami :) Shuttle Bus na stację autobusową, autobus do centrum i taksi do miejsca noclegu i jesteśmy w Lamphu House – naszym pierwszym noclegu w Bangkoku. Bardzo przyzwoite miejsce i bardzo mili ludzie. Tylko piłujący od 6 rano za oknem ptak (lub inny gad) trochę nie pozwolił nam się wyspać. Rano pobudka, spotkanie ze współtowarzyszami podróży i szybki transfer do ambasady Birmy, gdzie wyrobiliśmy wizę. Po drodze po raz kolejny odkryliśmy, że nie, w Polsce komunikacja miejska nie jest tak fascynująca, jak o niej pisze na swojej stronie internetowej ZTM…


Wieczorem udaliśmy się do dzielnicy Chinatown, ale nie spotkaliśmy żadnego Chińczyka – widać wszyscy wyjechali do ojczyzny na Nowy Rok ;)



Mamy już za sobą jedzenie w ulicznych barach i poszukiwanie noclegu z kilkunastokilogramowym plecakiem na plecach przy 30 stopniowym upale :) Poszukiwanie noclegu jest samo w sobie dużym wyzwaniem – o ile na pierwszą noc po kilku próbach można coś znaleźć to niestety na pytanie o wolny pokój na kolejne dni większość przesympatycznych skądinąd Tajów z rozbrajającą szczerością odpowiada: ‘Tommorow? I don’t know’ lub 'I’m not sure’ i tu przyzwyczajony do europejskich standardów i booking.com europejczyk wymięka…:) Zaliczyliśmy też niezapomnianą podróż tuk-tukiem w pięć osób z bagażami :)

















Pierwsze wrażenia? Tłoczno, gwarno, gorąco, pysznie, tanio i ogólnie inaczej :) a to dopiero pierwszy dzień :) pozdrawiamy wszystkich zmarzlaków, Wasze zdrowie! :)


0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Prześlij komentarz