piątek, 24 lutego 2012

Kolory(t) Chiang Mai


Kolorrrrrrowych jarmaaaarków i blaszanych zegarków brakowało Maryli. Z pewnością powinna się udać do Chiang Mai i zobaczyć miejscowy nocny jarmark, który zapada w pamięć jako miejsce mocno nasycone kolorami. Zegarki również się znajdą - Casio G-shock za jedyne 50zł. Good price! :) 

Dzisiejszy wpis powstaje już w Luang Prabang - fantastycznym mieście w Laosie, które przedstawimy na kolejnych wpisach. Dziś weekendowy wpis o Chiang Mai. Zapraszamy do nasycenia się kolorami i obrazami przedstawiającymi to wspaniałe miasto na północy Tajlandii.

Rynek nocny w Chiang Mai zapamiętamy przede wszystkim jako festiwal lampek i lampionów...










... orgię tekstylnych różnorodności...




... bogate zapasy akcesoriów czyli gumek, spinek, mydła i powidła :)











...a także miejsce przesiadywania lokalnych osobowości:

German Thai...
 Lady Boy Thai..
...czy też God knows what the hell Thai...


Rynek oferuje także "tradycyjne" tajskie fish spa, którego próbowaliśmy w Bangkoku, a którego wcześniej nie uwieczniliśmy...
Osobną kategorią elementów wartych uwiecznienia było jedzenie, które w całej Tajlandii było jedną z największych atrakcji...






























Gotowizna, gotowizną, ale my, jako nieustraszeni pogromcy tajskich mitów, postanowiliśmy spróbować swoich sił i zapisaliśmy się na jednodniową lekcję przygotowania tajskich potraw! 

Oczywiście było mega pysznie! Wszystkich chętnych zapraszamy po powrocie na próbkę naszych umiejętności. Zaczynamy od szybkich zakupów na miejscowym targu...



...przygotujemy składniki do gotowania...

...a także bazę, czyli pastę curry....

...smażymy całość pięć minut w łoku...

...podamy przystawki...


...oraz dania główne...



  
Smacznego!




PS. A na koniec dedykacja dla wszystkich, którym azjatycka kuchnia jednak nie podchodzi...




;-)

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Prześlij komentarz