sobota, 3 marca 2012

Big Bang w Vang Vieng

Drodzy czytelnicy i czytelniczki witamy po krótkiej przerwie! Zanim opowiemy co się z nami działo, aby zachować chronologię, wracamy do miejsca, w którym Was zostawiliśmy. Ostatniego wpisu dokonaliśmy z Vang Vieng, o którym Internet opowiada różne przerażające historie…
…które warto zweryfikować osobiście. Wioska faktycznie zamieniła się w jedną wielką imprezę, pełną pijanych nastolatków ozdobionych flamastrowymi napisami, barów puszczających w kółko odcinki Przyjaciół (obejrzeliśmy całą pierwszą serię!) 
...lub Family Guy’a (innych seriali nie ma w Vang Vieng) i oferujących whisky w wiadrach oraz inne rozrywki.  Można powiedzieć, że to nowy azjatycki Amsterdam w nieco mniejszym wydaniu i w nieco bardziej sprzyjających okolicznościach przyrody…

Oczywiście skorzystaliśmy z głównej atrakcji turystycznej, czyli tubingu (spływu pobliską rzeką na oponie).
Rzeka porośnięta jest barami oferującymi whisky w wiadrach i różne rozrywki w postaci huśtawek, zjeżdżalni czy skoczni. Zabawa jest przednia! Słońce, woda, opona, pełen relaks…



czasami przerywany przez obsługę przybrzeżnych barów, która za pomocą krzykliwych billboardów…
 .. liny oraz plastikowej butelki próbuje ściągać kolejnych przepływających turystów do swoich lokali.
Nurt rzeki jest bardzo spokojny i wiemy, że to nie on odpowiedzialny jest za wypadki, które się na rzece zdarzają. Podobnie jak jej głębokość, w większości nie przekraczająca 50 cm… Nie są również odpowiedzialne ani alkohol ani narkotyki, ale jak w większości przypadków – ludzki debilizm…

Wystarczy jednak przejść przez most na rzece, gdzie większość debili, zajęta topieniem się w rzece, nie dociera, aby zobaczyć drugie oblicze Vang Vieng.



Cisza, spokój, lokalni hodowcy drobiu i bydła zajęci swoim normalnym życiem, nie baczący na trwającą po drugiej stronie rzeki imprezę. Krótki spacer przez okoliczną dżunglę...



...zaprowadził nas do jaskini Lusi Cave

… w której znaleźliśmy wiele przykładów tego, jak ciekawie natura może formować skały…


Wypoczęci po trzydniowej regeneracji w Vang Vieng, wyruszyliśmy w dalszą podróż na południe Laosu, o której przeczytacie w kolejnym wpisie.

1 komentarz:

  1. Niezwykle grzecznie i poprawnie się tam wszyscy prowadzicie. Jak na oazowej wycieczce. Może chociaż magic mushroom shake był? ;-)

    OdpowiedzUsuń