…podziwiamy powoli przepływający obok Mekong i porastającą
jego brzegi bujną roślinność i…
… próbujemy zrozumieć jakim cudem Phileasowi Foggowi udało
się objechać ziemię w 80 dni! Przecież on po drodze musiał nic nie zobaczyć!
Zanim bowiem dotarliśmy na nasz ganek, na
który zdecydowanie warto było dotrzeć choćby po to, żeby posłuchać
koncertu cykad o poranku…
…spędziliśmy wiele czasu na… docieraniu na nasz ganek. Trzeba
Wam bowiem wiedzieć, Drodzy Czytelnicy, że podróżowanie to nie jest jakieś tam
fifi rifi! J Nie
ma czasu na wylegiwanie się na plaży, spokojny odpoczynek czy inne pierdoły!
Nie spać! Zwiedzać! J
Zanim dotarliśmy na nasz ganek, przelecieliśmy ponad 13.000
kilometrów samolotami relacji Warszawa – Londyn, Londyn – Singapur, Singapur –
Bangkok. Po drodze zrobiliśmy mały skok w bok do Birmy (lot Bangkok – Rangoon),
gdzie spędziliśmy łącznie ok. 50 godzin i przejechaliśmy ok. 1500 kilometrów
lokalnymi autobusami (Rangoon – Mandalay, Mandalay – Bagan, Bagan – Inle Lake,
Inle Lake – Rangoon), średnia prędkość 30 km/h.
Po powrocie do Bangkoku najpierw wsiedliśmy w nocny autobus
do Chiang Mai (ok. 600 kilometrów, 10 godzin), aby następnie minibusem udać się
do granicy Tajlandii i Laosu (200 kilometrów, 4 godziny), przepłynąć przez
Mekong łodzią…
…po czym kolejnym nocnym autobusem udać się do Luang Prabang
(200 kilometrów, 6 godzin). Po dotarciu do każdego z miejsc w których byliśmy, przemieszczaliśmy
się przy pomocy mniejszych…
…lub większych tuk-tuków…
… i niezależnie od długości trasy płaciliśmy średnio
8-10.000 laotańskich kipów (ok. 4 złotych) od osoby, co w porównaniu z 2.000
kyatów birmańskich (ok. 8 złotych), czy 50-60 batów tajskich (ok. 6 zł) wydaje
się śmieszną kwotą. Trzeba jednak zaznaczyć, iż nasze zdolności negocjacyjne osiągnęły już
poziom światowej klasy.
Z Luang Prabang dostaliśmy się lokalnym autobusem do Vang
Vieng (120 kilometrów, 7 godzin, bardzo górska trasa), gdzie po krótkim
odpoczynku ruszyliśmy w podróż lokalnym, dziesięcioosobowym pick-upem do
Vientiane (100 kilometrów, 5 godzin) w towarzystwie od kilku do kilkunastu
miejscowych osób, ich zwierząt domowych oraz wyrobów rzemieślniczych. Wyglądało
to mniej więcej tak, jak kiedyś w Birmie...
Prosto z jednej stacji w Vientianne, za pomocą tuk-tuka
udaliśmy się na inną stację, z silnym przekonaniem, że przy wyborze miejsc na
stacje autobusowe oraz przydzielaniu do nich poszczególnych autobusów, włodarze
Laosu bardziej kierowali się interesem lokalnej gildy transportowej, niż wygodą
pasażerów… Ze stacji Pakse południe, położonej na… wschodzie miasta, wieczornym
autobusem udaliśmy się do Teh Khek (300 kilometrów, 6 godzin)…
…i był to jak do tej pory chyba najwygodniejszy środek
lokomocji na naszej trasie. Po czterogodzinnym noclegu w Traveler’s Lodge udaliśmy się wynajętą Toyotą
Ok. 100 kilometrów z
powrotem w stronę Vientianne bardzo malowniczą drogą..
… aby odwiedzić niesamowitą jaskinię Tham Kong Lo
Kong Lo to w zasadzie podwodna rzeka wydrążona przez siły
natury w wielkiej górze, słusznie porównana w przewodniku do mitycznego Styksu.
Płynąc w prawie zupełnej ciemności przez ok. godzinę obserwowaliśmy skały
oświetlone jedynie światłem naszych latarek oraz okazjonalnie systemem oświetleniowym ufundowanym
przez Francuzów.
Z 7,5 kilometrowego tunelu nasza łódź wyprowadziła nas w
oblaną zielenią rzekę, którą upodobały sobie bawoły…
Wróciliśmy tego samego dnia, po drodze obserwując kolejny
piękny zachód słońca…
…po czym kolejnym nocnym autobusem udaliśmy się do Pakse (250
kilometrów, 6 godzin). Z centrum Pakse, jeszcze przed świtem, za pomocą tzw.
Jumbo czyli motocyklowej taksówki…
… udaliśmy się na południową stację autobusową, gdzie od
6:00 czekał na nas lokalny pick-up do Ban Nakasang (150 kilometrów, 3 godziny)…
..równie przeładowany jak nasz pierwszy pick-up z Vang Vieng
do Vientianne. Po trzygodzinnej męczarni dotarliśmy do miejsca, z którego
łodzią przeprawiliśmy się na Don Det…
Bardzo nieprzyjemnie ogląda się w poniedziałkowy poranek Wasze zdjęcie na hamakach :-)
OdpowiedzUsuńPozdro!
@kaktusibambusi: staramy się jak możemy:)
Usuń