piątek, 23 marca 2012

Hue nam w oko! ...nie wpadło...


Z pięknego, malowniczego, przytulnego i urokliwego Hoi An udaliśmy się do… Hue. Do Hue. Tylko Hue. Dawna stolica Wietnamu miała nas powalić na kolana swoją cytadelą, w której Lonely Planet polecał wielogodzinne wędrówki. Mieliśmy zostać oszołomieni atmosferą i kulturą tego wspaniałego miasta zwanym kulturalną i intelektualną stolicą Wietnamu. Być może to zmęczenie ciągłym przemieszczaniem się, czy brakiem snu, może wpłynęła na nas pochmurna pogoda, a może widok dwóch szczurów buszujących pośród stolików w restauracji, w której zamówiliśmy niejadalną zupę, ale Hue (oryginalna wymowa hju, my wymawiamy to trochę tak, jak odgłos wydawany przy dźganiu kogoś nożem… hhhhhuyyyeee!!!! J )  nie zaproponowało nam nic specjalnie ciekawego. Dżawor był zachwycony, ale jemu podobało się Rangoon, więc można tu doszukać się jakiejś logiki ;-)





Na szczęście reputację Hue uratowały okolice miasta. Drugiego dnia, dobrze wyspani, udaliśmy się do Thien Mu Pagody – jednej z najważniejszych budowli religijnych Wietnamu…





… a także do dwóch grobowców królewskich...






I znów było cudownie :)

Natchnięci ciekawymi widokami i bardzo odprężającą atmosferą tych miejsc udajemy się na północ, gdzie mamy nadzieję zachwycić się Wietnamem. Póki co nasz ostatni przystanek kontynentalnej Azij Południowo-Wschodniej przegrywa rywalizację z Kambodżą, Laosem, Tajlandią i Birmą pod prawie każdym względem. Czy zmumifikowane zwłoki Ho Chi Minha oraz zatoka Halong Bay odmienią nasz pogląd – dowiecie się z kolejnych wpisów!

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Prześlij komentarz