Po licznych protestach i zamieszkach ulicznych wywołanych
przez nasz poprzedni wpis, postanowiliśmy przyspieszyć publikację naszych doniesień z Halong Bay...
Ostatni etap naszej wietnamskiej podróży spędziliśmy w
zatoce Halong Bay oraz drugiej, mniej znanej – Bai Tu Long Bay. Według naszego
przewodnika zatoka to tak naprawdę smocze jaja zatopione w wodach morza
chińskiego. Tyle mówi legenda, w istocie zatokę zbudowali w 1943 roku Chińczycy
i ukryli w niej swoje okręty podwodne.. No dobra. Tak serio to góry zalane przez morze. A może jednak smoki? Wietnamczycy nie byli pewni...
Wyprawę do Halong Bay poprzedziliśmy dogłębnym rozpoznaniem
terenu. Turystów obsługuje bowiem ponad 300 statków, a ich usługi oferowane są
przez ponad 3000 agencji turystycznych. Wybranie tej jedynej właściwej to nie
lada zadanie, szczególnie, że polecana przez przewodnik agencja SINH CAFE
dorobiła się już mniej więcej 50 naśladowców, którzy skopiowali jej nazwę i
logo. Po długich poszukiwaniach zdecydowaliśmy się na wybór agencji Ethnic
Travel specjalizującej się w wyprawach „off the beaten track”, czyli poza
wytartymi szlakami. Agencję reprezentował syczący pan, który każdy wyraz
kończący się na „s” niemiłosiernie przeciągał. Najssssssssssss? Yessssssssssss!
J
Wybór agencji okazał się bardzo trafiony, gdyż wybrana trasa
faktycznie nie była usiana statkami i mieliśmy trochę zatoki dla siebie.
Pozostałych turystów pożegnaliśmy po mniej więcej godzinie…
Nie dopisała jedynie pogoda i zatopiła zatokę w licznych
mglistych obłokach, co co prawda pozbawiło nas możliwości opalania się na podkładzie,
jednak być może dodało zatoce więcej tajemniczości…
Oba statki którymi płynęliśmy były bardzo przyjemne. Szczególne pochwały należą się kucharzom, gdyż po prawdziwych ucztach złożonych głównie z owoców morza nasze żołądki aż do teraz pozostają mocno rozepchane J
Oprócz podziwiania skał mieliśmy okazję odwiedzić nawodną
wioskę rybacką…
…a także zorganizować na górnym pokładzie statku, pod czujnym okiem latających nad nami orłów, cichą dyskotekę J
8 par słuchawek wpiętych do jednej mp4…
i na uszach Jungle
Song! Bezcenne J A
łimbołej, a łimbołej… J
Popływaliśmy trochę na kajakach…
…mieliśmy również ogromne szczęście do towarzyszy podróży,
gdyż towarzystwo trafiło nam się młode i skore do zabawy. W gratisie pojawił
się również kolejny podczas naszych podróży anioł, tym razem pod postacią Toma
z Belgii.
Tom, z zawodu informatyk, jak się okazało z zamiłowania jest
przewodnikiem turystycznym specjalizującym się w wyprawach do Ameryki
Środkowej! Przy poobiednim piwku zaplanowaliśmy mniej więcej naszą trasę,
korzystając z cennych rad gdzie koniecznie jechać, a czego unikać. Już cieszymy
się na to, co czeka na nas po drugiej stronie tej Ziemi!
Póki co jednak transferowaliśmy się na Filipiny! I zastały
nas obfite opady… Śledzimy z niepokojem rozwój wydarzeń, oczywiście będziemy
meldować na bieżąco, aby nie wywoływać już więcej niepokoi w ojczyźnie…
0 komentarzy:
Prześlij komentarz