piątek, 23 marca 2012

Chandra w Hanoi


Wiemy już jak czuli się Amerykanie w latach siedemdziesiątych. Patrzymy na misternie rozpisany plan podboju północnego Wietnamu, obejmujący przyjazd dnia 21-ego, rejs po zatoce Halong Bay w między 22-tym a 24-tym, następnie szybki transfer nocnym pociągiem na północ do SAPA czyli pięknej górskiej miejscowości, powrót nocnym pociągiem w nocy z 26-ego na 27-ego, 27-ego szybkie zwiedzanie Hanoi, zakupy i 28-ego wylot. Trzast, prast, pozamiatane, wszystko zaliczone!

Niestety. Mimo obecności  w drużynie reprezentantki Niemiec, nasz Blitzkrieg wietnamski się nie powiódł. Tak jak Amerykanie z Viet Congiem, tak my przegraliśmy z pogodą. Mgły i opady spowodowały, że rejs po Ha Long Bay musieliśmy przesunąć, na pociąg do SAPY nie było już biletów i utknęliśmy na 3 dni w Hanoi. A że pada i sennie, to i specjalnie nie mamy weny do hurtowego zaliczania kolejnych pozycji turystycznych. Inna sprawa, że nie ma ich tu za wiele.

Obowiązkową pozycję jednak odhaczyliśmy. Obowiązkową prawdopodobnie również dla wszystkich Wietnamczyków, z których znaczną ilość spotkaliśmy w kolejce do Mauzoleum Ho Chi Minha.


Samo mauzoleum to betonowy kloc...

...otoczony innymi betonowymi klocami. Architektura znana nam nazbyt dobrze...

Sam Ho Chi Minh natomiast.. cóż, nadal nie żyje. I wygląda jak jedna z figur woskowych Madame Tussauds. Zdjęć oczywiście nie posiadamy, ponieważ do wujka Ho aparatów wnosić nie można. Po odczekaniu godziny w wolno przesuwającej się kolejce, w całkowitej ciszy i skupieniu przeszliśmy przez salę w której leżą czcigodne zwłoki. Zatrzymywać się nie można, a za ręce w kieszeni można dostać w łokieć od żołnierza. Komuna pełną gębą, no ale przecież Ho Chi Minh był największym przywódcą największego państwa świata…

Na koniec wizyty w Mauzoleum mieliśmy okazję zakupić Ho Chi Minhowe pamiątki…

…ale nie skorzystaliśmy. Poza odwiedzaniem zmarłych komunistycznych przywódców, nasza obecność w Hanoi sprowadza się do snucia się wąskimi uliczkami starego miasta, które jednak zupełnie nie jest urokliwe...

...a pędzące wszędzie motocykle doprowadzają do bólu głowy…

Obserwujemy miejscową ludność...

...podziwiamy rozwiązania telekomunikacyjne..


Czasem wpadniemy na jakąś świątynię…


Udało nam się również odwiedzić dość ciekawe muzeum etnograficzne, gdzie dowiedzieliśmy się, że ludność Wietnamu tworzą aż 54 różne plemiona…

...z których każde ma pewne cechy odróżniające je od innych...
Humory poprawiamy sobie jedzeniem z naszej ulubionej knajpy…





...oraz myślami o czekającym nas jutro rejsie po Halong Bay. Oby tylko pogoda pozwoliła nam wypłynąć. Trzymajcie kciuki!

2 komentarze:

  1. Swietnie sie czyta Wasze opowiesci :) Chetnie przesledzimy wpisy od poczatku podrozy, na wszystkich 3 blogach - ale to juz w domu, bo czasu coraz mniej.
    Przede wszystkim, dzieki za kartke w drzwiach, ale musielismy wczoraj odpuscic. Przeszlismy kawal miasta (zreszta dzis podobnie)i po prostu nie bylibysmy dobrymi kompanami na wieczor. Padlismy juz po 21, szkoda gadac.. ;)
    Mamy podobne odczucia wobec Hanoi. Jednak tak jak i Wam udalo sie znalezc swoj kulinarny raj w tym miescie, tak i my mielismy szczescie. Szczegoly w linku: http://www.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g293924-d1124698-Reviews-Quan_An_Ngon-Hanoi.html . Jesli wiec bedziecie tu jeszcze przez chwile, wstapcie koniecznie na zupe z wegorza, albo wietnamskiego nalesnika. Nie jest tak pysznie jak w Hoi An, ale bije na glowe Saigon czy Hue. Polecamy!
    Bedziemy Was sledzic, piszcie dalej!
    I glowa do gory, juz niedlugo na pewno cos Was znowu oczaruje :)

    Pozdrawiamy cala 5-tke!
    Ada & Marcin

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! Dzięki za komentarz. Odpozdrawiamy od całej piątki! Właśnie wróciliśmy z Halong Bay i Bai Tu Long Bay i było bosko, więc udało się Wietnamowi poprawić swój pi-ar :)
    Życzymy spokojnego i szybkiego powrotu do Polski!

    OdpowiedzUsuń