…a także urokliwie położne ruiny majowe. Fortyfikacje
nadmorską Majowie zbudowali gdzieś w okolicach XIII wieku, głównie po to aby
lokalne iguany nie musiały wygrzewać się na słońcu na byle kamieniu, a mogły to
robić w stylowej lokalizacji.
Iguan było bowiem w ruinach Tulum zdecydowanie więcej niż
samych riun…
…i prawie tyle samo co turystów. My naliczyliśmy
osiemdziesiąt trzy sztuki i teraz zaprezentujemy Wam zdjęcia wszystkich…
…no dobra, wszystkich nie udało nam się uchwycić ;-)
Ruiny położone są bardzo malowniczo...
...na tyle malowniczo, że ta ruina...
...tutaj widoczna z drugiej strony...
...a tutaj w naszym zacnym towarzystwie...
…załapała się na okładkę naszego przewodnika po Meksyku, co
jest sporym wyróżnieniem, biorąc pod uwagę ile ruin majowych w Meksyku się
znajduje (bleeee!) ;-)
Na ruinach słońce ostro grzało nam w kapelusze, więc kiedy
już obejrzeliśmy każdy kamień i każdą czekającą za/przed/na nim iguanę, pojechaliśmy
się schłodzić. Na chłodzenie czaszek miejscówkę wybraliśmy szczególną, a
mianowicie udaliśmy się do Gran Cenote. Cenoty to takie jakby jaskinie zalane
wodą, których w Meksyku jest bardzo dużo i w których czasem można pływać.
Życia podwodnego jednak w cenocie za wiele nie zobaczyliśmy –
raptem kilka rybek i jednego małego żółwia – z tego też powodu wyruszyliśmy
dalej w kierunku miejsca, gdzie podwodnych atrakcji jest co niemiara. Czy i co
udało nam się zobaczyć przeczytacie już w następnym wpisie :-)