czwartek, 21 czerwca 2012

Leniwiec zwany Manuel Antonio

Z dużej i nieciekawej Alajueli przetransportowaliśmy się do małego i równie nieciekawego Quepos, żeby obejrzeć mecz stulecia, najważniejsze wydarzenie sportowe nowożytnej Polski, czyli spotkanie Biało-czerwonych z Czechami!

Musieliśmy korzystać z technologii satelitarnej, czyli streamingować mecz przez Internet, gdyż lokalna telewizja zdecydowała się pokazać mecz Rosja-Grecja na żywo, a naszych Orłów dać w trybie pay-per-view. Okazało się, że żaden bar nie wykupił transmisji, więc musieliśmy ratować się ciętą transmisją internetową… 

...za to z komentarzem Dariusza Sz. – bezcenne! Niestety spotkanie zakończyło się równie nieciekawym jak Quepos wynikiem... 

Dzień jednak zakończył się happy endem, gdyż dołączył do nas Drew – kumpel B. jeszcze z czasów studenckiego wyjazdu na Erasmusa do Szwecji. Udało mu się zdążyć na ostatni autobus do Quepos i po wieczornym świętowaniu ponownego spotkania, udaliśmy się już w trójkę do Parku Narodowego Manuel Antonio.







Główną atrakcją parku jest zamieszkująca go zwierzyna, a w poszukiwaniu okazów pomagał nam Lenny – lokalny przewodnik, któremu miłość do zwierzyny malowała się na twarzy, jak tylko coś wypatrzył. A wypatrzył nam bardzo dużo przeróżnych stworów, niektóre tak zakamuflowane…

…że sami z pewnością byśmy ich nie dostrzegli.

Główną atrakcją Manuel Antonio są leniwce! I są to zwierzęta znakomite pod każdym względem. Nie tylko wyglądają wspaniale…

…ale również poruszają się z ogromną gracją. Wygląda to tak jakby film w zwolnionym tempie oglądać w zwolnionym tempie :-) Trafiliśmy jednego na spacerze – przemieszczał się z gracją w tempie metr na minutę...

…a kiedy już dotarł na miejsce, z gracją rozpoczął drapanie się pod pachą swoimi długimi pazurami.

Manuel Antonio przyciąga ogromne tłumy amerykańskiej młodzieży szkolnej…

…które na szczęście dla nas w większości sprintem pobiegły na plażę położoną w parku…



…po drodze ignorując wszelkie egzotyczne okazy ptaków (których nie udało nam się dobrze sfotografować), gadów…


… płazów…

…owadów…

…stawonogów…

…czy skorupiaków…

…uwagę poświęcając jedynie małpom. „Oh, look how cute she is!” (och, jaka ona słodka!) krzyczą, bieglej niż nasz Lenny rozpoznając płeć małp białogłowych.

Małpki faktycznie urocze, ku uciesze turystów zajmują się swoimi sprawami, jak polowanie na świerszcze, rzucanie w turystów odchodami, czy też zabawy w parach. Same małpy dość sprawnie rozpoznawały swoją płeć...

Z resztą zabawy w parach popularne są wśród wszystkich zwierząt…

…dzięki czemu Lenny może śmiać się w głos widząc małe małpki wiewiórcze (sajmiri).

Zostało ich tylko 1200 sztuk, więc to, że się rozmnażają, to dla Lennego szczęście największe. Oprócz małpek wiewiórczych i białogłowym w Manuel Antonio są jeszcze wyjce, które widzieliśmy, ale wysoko w drzewach i na zdjęciach ich niestety nie widać zbytnio. 

Oglądaliśmy zwierzynę pasjami i mogli byśmy zostać w Manuel Antonio jeszcze parę dni, ale po pewnym czasie małpy zaczęły mieć dość naszego pstrykania…

…a krabiki uciekły do swoich norek...


...więc pożegnaliśmy wszelką zwierzynę, w tym także upośledzonego kota naszych gospodarzy....

...i opuściliśmy Manuel Antonio, Quepos i lokalnymi trzęsącymi autobusami udaliśmy się w kolejne miejsce naszej kostarykańskiej przygody!

2 komentarze:

  1. Ja chcę tego kota! Pasowalibyśmy do siebie !
    /Sister of Mercy/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dobrze nam pójdzie to przywieziemy Ci tukana:) a jak się bardzo postaramy, to może nawet i kolibra, ale musimy trochę jeszcze poćwiczyć bieganie:)

    OdpowiedzUsuń