czwartek, 21 czerwca 2012

Niefortunnie uśpiony Arenal

Chwilowo usatysfakcjonowani polowaniem na zwierzynę, postanowiliśmy na nasz kolejny przystanek wybrać miejsce, którego główną atrakcją są widoki, a w zasadzie widok…

Arenal to młody wulkan, który wyłonił się przed miejscową ludnością zaledwie tysiąc lat temu. Teraz góruje nad miejscowością La Fortuna i stał się główną atrakcją turystyczną regionu.

Do niedawna, największą atrakcją było podziwianie Arenalu w nocy, gdyż codziennie od 1968 roku, z regularnością szwajcarskiego zegarka wypluwał lawę, która w nocy rozświetlała szczyt i zbocze wulkanu. Niestety dla nas, a bardziej dla niestety dla lokalnego rynku turystycznego, Arenal się zmęczył i poszedł spać. Skoro więc w nocy wulkan jest mało atrakcyjny, a w zasadzie mało widoczny, postanowiliśmy przyjrzeć mu się z bliska za dnia.

W Kostaryce jest obecnie pora mokra, którą specjaliści od kostarykańskiego PR-u nazywają porą zieloną. I trzeba przyznać, że hasło marketingowe ma swoje uzasadnienie…

Podczas dwugodzinnej wspinaczki po wzniesieniu sąsiadującym z Arenalem widzieliśmy mnóstwo bogatej roślinności…



…i trochę zwierzyny, tym razem w mniejszych rozmiarach, ale równie ciekawej…




W towarzystwie mrówek udało nam się dotrzeć na szczyt pokrytego kawałkami zastygłej lawy wzniesienia…




…skąd mieliśmy wspaniały widok na wulkan oraz na sąsiednie jezioro Arenal…

Ponieważ Drew przywiózł ze sobą z Arizony słońce, to naszej wspinaczce towarzyszył piekący upał, więc mimo że trasa była niezbyt długa (6,5 km), to trochę nas wykończyła. Trzeba się więc było zregenerować, a jak mawia Jerzy Żołądź (dla niewtajemniczonych - fizjolog Adama Małysza), nie ma to jak regeneracja w gorących źródłach. Zamiast jednak płacić 60 dolarów za wizytę w SPA, skorzystaliśmy z darmowej gorącej rzeki…

...a po półtoragodzinnej sesji relaksacyjnej wróciliśmy do La Fortuny, rzuciliśmy okiem na Arenala w wieczornym oświetleniu…


…i udaliśmy się do baru, żeby pozbyć się zaoszczędzonych na SPA dolarów oraz zobaczyć jak Oklahoma City Thunder rozjeżdża Miami Heat w czwartym meczu finałów NBA. Niestety pokazali inny mecz i to Miami wygrało :-(

1 komentarz:

  1. Niby w Kostaryce, a ćwierć nogą w Polsce! Doskonale oddajecie pomeczowe nastroje. Zdjęcia wyśmienite, ale teraz coś o ludziach i jedzonku, please!!!

    OdpowiedzUsuń