Wracamy po krótkiej przerwie spowodowanej nadmiarem
wydarzeń, które wkrótce w całości zaprezentujemy. Ostatnie dni mieliśmy jednak
wypełnione atrakcjami, wstawaniem o 5 rano oraz długimi przejazdami. Teraz nadrabiamy postowanie :-)
Pamiętacie jeszcze europejskiego słonia, który nie potrafiłlatać? Odszedł na zawsze! W Monteverde (po polsku zielona góra)
odlecieliśmy!
Park linowy prowadzony przez firmę eXtremo był zaiste ekstremalny.
Lataliśmy i zjeżdżaliśmy wśród lasu deszczowego, na linach o długości od
kilkudziesięciu do kilkuset metrów, podczepieni na metalowym kołowrotku. I było
bosko!
Najbardziej piskogenną atrakcją parku był skok tarzana,
czyli wieeeeelka „huśtawka” której początek zawieszony był hen wysoko w koronie
drzew, a potem leciaaaaaaaało się w las :-)
Małpy miały niezły ubaw ;-)
Kulminacyjnym punktem wieczoru był „lot supermana” –
kilometrowej długości lina (najdłuższa na świecie), rozwieszona między dwoma
wzgórzami, kilkadziesiąt metrów nad porośniętym drzewami
wąwozem, do której przypięci zostaliśmy głową do przodu. I z prędkością ok. 80
km/h (jak pada leci się dwa razy szybciej!) – polecieliśmy!
Do Monteverde dolecieliśmy dotarliśmy jedną z najbardziej zapierających dech w piersiach dróg, położoną na
wzgórzach otaczających dolinę. W tle migotał nam wulkan Arenal, który
odwiedziliśmy dzień wcześniej, trzęsło jak diabli, ale parę ujęć udało nam się
zachować…
W Zielonej Górze oprócz setki
atrakcji wyprodukowanych przez znakomicie zorientowanych na turystykę
Kostarykańczyków, jest również atrakcja największa, stworzona przez naturę, a
przez przedsiębiorczych „Ticos”, bo tak o sobie mówią miejscowi, pieczołowicie
chroniona. To las deszczowy, położony na wzgórzach Monteverde, miejsce
całkowicie niezwykłe!
Las deszczowy to, jakby to sprytnie
ująć, kilka lasów w lesie. Na normalnych wysokich drzewach żyją bowiem setki
innych roślin. Niektóre z nich na wytworzonej na pniach warstwie gleby, inne wysoko w koronach drzew, gdzie "wspinają się" po pniach drzew w poszukiwaniu światła.
Przyjmują przy tym różne strategie. Na przykład liany to rośliny, które
wyrastają z ziaren, które znalazły się już tam u góry w koronie drzewa i rosnąc spuszczają korzenie w dół w
poszukiwaniu wody. Inne rośliny oplatają rosnące drzewa swoimi korzeniami i
podduszają „gospodarza”.
Żeby powstał las deszczowy potrzebny był splot
sprzyjających okoliczności. Kostaryka, a w zasadzie cała Ameryka Środkowa,
położona jest między oceanami – Atlantykiem i Pacyfikiem. Od strony Atlantyku,
a w zasadzie Morza Karaibskiego, ciepłe, wilgotne powietrze przemieszcza się w
stronę Pacyfiku, natrafia jednak na pasmo górskie i wilgotne chmury zatrzymują
się w tym miejscu, oddając całą wilgoć, umożliwiając rozwój bujnej roślinności
oraz zrobienie takich zdjęć…
Po lesie, a konkretnie po rezerwacie Santa Elena (dużo mniej zatłoczony niż rezerwat Monteverde - oprócz nas było jeszcze 6 innych osób, ale startowaliśmy o 6:30), chodziliśmy z Orlando,
lokalnym przewodnikiem i największym pasjonatem przyrody, jakiego spotkaliśmy.
Orlando wypatrywał dla nas co ciekawsze okazy ptactwa i robactwa…
…choć las jest tak gęsty, że
trudno cokolwiek zauważyć. Orlando oprócz tego, że jest przewodnikiem, jest również
zapalonym fotografem-amatorem, dzięki czemu porozmawialiśmy bardzo dużo o
fotografii. Orlando jest autorem między innymi zdjęć znajdujących się na
pocztówkach sprzedawanych w Monteverde. M. z zapałem słuchała jak udało mu się
uchwycić kolibra w locie, gdyż polowanie na zdjęcie tego najmniejszego ptaka trwało już
od Manuel Antonio. Po wielogodzinnym oczekiwaniu, kiedy nadzieja powoli
odlatywała wraz z kolejnymi okazami uderzającymi skrzydłami 80 razy na sekundę
i przemieszczającymi się z prędkością dźwięku…. Udało się!
Mimo braków sprzętowych
(obiektyw, obiektyw, obiektyw!) M. upolowała kolibra podczas posilania się
egzotycznym kwiatem! I było wiele radości! ;-)
Kiedy jednak spojrzeliśmy na zegarek, okazało się, że nasz
spacer trwał już ponad 3 godziny (minęło jak kwadrans!) i musieliśmy skrótem
wydostać się z lasu, żeby zdążyć na busa, żeby zdążyć na autobus, żeby zdążyć
na kolejny autobus, którym dostaliśmy się do Turrialby. A po co? Przeczytacie w
następnym poście ;-)
--------------------
*zdjęcia z parku linowego zakupione od organizatora, a film
sciągnięty z youtuba – z powodu awarii sprzętu film z lotu Supermana nie nagrał się na aparacie
Drew, a naszego olbrzyma nie mogliśmy wziąć ze sobą.
Ja na tej Waszej Kostaryce mocne wpływy polskiej wsi wyczuwam!
OdpowiedzUsuńA zdjęcie nr 2 przeurocze :-)
Gdybyś usłyszała mój krzyk dwie sekundy po wykonaniu tego zdjęcia to nigdy nie nazwałabyś tego zdjęcia przeuroczym ;-)
UsuńM.
kurcze ten świat cały taki fajny, a was do Zielonej zagnało.... :(
OdpowiedzUsuńwrrrr kogo jak kogo, ale po Was się tego nie spodziewałam! :):):)
Heh, wreszcie udalo mi sie Was dogonic:)
OdpowiedzUsuńPiekne zdjecia, no i cala podroz tez niczego sobie;) Czekam na wiecej!